Camino Polaco (2015) – Zastanów się nad tym http://www.mikolajwyrzykowski.pl Wed, 26 Sep 2018 20:01:55 +0000 pl-PL hourly 1 http://www.mikolajwyrzykowski.pl/wp-content/uploads/2015/01/cropped-cykada_color-1-32x32.png Camino Polaco (2015) – Zastanów się nad tym http://www.mikolajwyrzykowski.pl 32 32 13.09.2015 Niedziela 37/2015 Szlakiem św. Jakuba (XI) Droga jest celem http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2015/09/28/13-09-2015-niedziela-372015-szlakiem-sw-jakuba-xi-droga-jest-celem/ Mon, 28 Sep 2015 13:21:30 +0000 http://kudlaczewpodrozy.pl/?p=11236 Continued]]> „Co mnie tu zaprowadziło?”, pytałem sam siebie, o siódmej nad ranem stojąc w albergue w miejscowości Sarria, znajdującej się na szlaku francuskim Camino de Santiago. Z tego miejsca zostało 112 km do samego Santiago de Compostela. Długa droga. Ale jeszcze dłuższą musiałem przebyć, aby się tu dostać.

Najpierw było Camino Polaco, odcinek Iława-Gniewkowo. Droga, którą przyjąłem i której się poddałem, która prowadziła mnie przez szczęście, ale i chwile zwątpienia. Zadawałem sobie wtedy pytania: „Jaki jest cel tej wędrówki?”. W tym czasie jeszcze nie wiedziałem, że niedługo później Camino Polaco zaprowadzi mnie właśnie tutaj, aż do samej Galicji.

A więc stałem w albergue w miejscowości Sarria, razem z 35 innymi osobami, które uczestniczyły w projekcie marszałka województwa kujawsko-pomorskiego oraz fundacji „Pro futuro theologiae”. Projekt „Camino de Santiago – u korzeni Europy. Tradycja i nowoczesność” miał na celu pokazanie Camino de Santiago młodzieży z regionu oraz promocję szlaku św. Jakuba, który biegnie przez nasze województwo. Później mieliśmy się jeszcze spotykać w czasie całego roku, aby pod koniec zostać wolontariuszami na ŚDM w Krakowie. „Zadziwiające”, myślałem. Czułem, jakby było to naturalnym przedłużeniem mojego Camino Polaco.

W albergue zabrakło paszportów pielgrzyma, które są potrzebne, aby otrzymać compostelę, czyli zaświadczenie przebycia przynajmniej 100 ostatnich kilometrów szlaku św. Jakuba. Przystawiłem pieczątkę na kartce papieru, schowałem ją do kieszeni i wyszedłem. To, co potrzebne, miała mi przynieść sama droga.

Camino

Nie wyszliśmy wszyscy razem. Podzieliliśmy się na mniejsze grupy, niektórzy wyruszyli samotnie. Camino jest osobistą drogą, którą każdy idzie sam. Jest tu czas na rozmowę, poznawanie innych i śmiech, ale jest też czas na ciszę. Mimo, że idę wraz z innymi i razem rozmawiamy, nadal jest to moja samotna wędrówka – sam muszę się starać, aby iść dalej, choć nogi mogą odmawiać posłuszeństwa; sam też muszę odpowiadać na wiele pytań, które przychodzą, gdy zalega cisza. Niektórzy od razu zmierzyli się z samotnością. Ja potrzebowałem jeszcze czasu.

Wiktoria zaczęła nucić „If you want to walk Camino Polaco…” – poddałem się jej i zaczęliśmy śpiewać wszyscy razem. Była to piosenka, którą napisaliśmy, aby zachęcić innych pielgrzymów do przyjazdu na Camino Polaco. Śpiewaliśmy ją na melodię „Hiszpańskich dziewczyn”, która była tak chwytliwa, że nie mogła wyjść mi z głowy, odkąd zaczęliśmy ją wykonywać najpierw podczas zwiedzania Pampeluny, później przed katedrami w Burgos i Leon. Teraz był dopiero ranek, a nas wypełniała energia, mogliśmy więc śpiewać, śpiewać jak najgłośniej chcieliśmy. Nie czuliśmy mijających kilometrów.

Później śpiew przeszedł w modlitwę, następnie w rozmowę. Na początku zupełnie zwyczajna, zeszła na poważniejsze tematy, których byśmy nie poruszali podczas codziennych spotkań, nawet z dobrze znanymi osobami – a my się prawie nie znaliśmy. Było to tak, jakbyśmy ściągali kolejne warstwy papieru, w które zapakowany był prezent. Rozmowa zaczynała się ściszać, a następnie wymierać, słowa odpływały coraz dalej. Przyszła cisza. Zaczęliśmy coraz bardziej się od siebie oddalać, każdy rozpoczynał samotną wędrówkę. Teraz już nie musieliśmy rozmawiać – wystarczyło, że szliśmy w tym samym kierunku.

Co jakiś czas mijałem znaki pozostawione przez innych pielgrzymów. Buty, ubrania, zapisane kartki przyciśnięte kamieniem. Minąłem znak „Stop”, przerobiony na „Do not stop walking”, na strzałce wskazującej drogę ktoś napisał: „Żadnego początku ani końca – po prostu idź”.

– O, Ekwadorczyk z wietnamskim kapeluszem! – krzyknął do mnie po jakimś czasie pewien Hiszpan. Zbliżyłem się do niego i szliśmy razem kolejnych parę kilometrów, nieustannie rozmawiając. Gdy się z nim rozstałem, rzuciliśmy sobie „Buen Camino” – słowa, którymi pozdrawiają się wszyscy pielgrzymi idący tym szlakiem.

Dołączyłem do Filipa i Andrzeja, który rzucił do mnie „Jak tam Ci idzie droga, bracie?”. Bracie? Kiedy ostatni raz słyszałem te słowa? Chyba tylko tu, na Camino, albo w Taize. Zaraz potem Filip zaproponował, byśmy zwolnili i zobaczyli, jak radzą sobie osoby z tyłu. Oliwia nie przeszłaby sama ostatnich kilometrów. Andrzej wziął jej plecak, a ona sama wskoczyła Filipowi na ramiona. Wyszliśmy razem, a więc i razem musieliśmy dotrzeć do Santiago.

Sama wędrówka trwała cztery dni, lecz cała podróż była dłuższa. Z każdym kolejnym dniem z obcych sobie ludzi przemienialiśmy się we wspólnotę – wędrując, rozmawiając, śpiewając podczas pogodnych wieczorów. Dotarliśmy do Santiago de Compostela 25 lipca, w święto św. Jakuba Starszego. Na Mszy św. w katedrze ponownie spotkałem tych, których już widziałem w czasie drogi. Byli tam wszyscy: Hiszpanie, ksiądz, z którym rozmawiałem na Monte do Gozo, mężczyzna, który wyglądał zupełnie jak bohater filmu „Droga życia”. Wiele razy, gdy mijałem pielgrzymów idących Camino, zastanawiałem się: „W jakim celu wyruszyli w tę drogę?”. Teraz, gdy podczas wędrówki pozbyłem się części siebie, aby odnaleźć siebie w próbie osiągnięcia wewnętrznej wolności, myślę, że odnalazłem odpowiedź. Wszyscy wyruszyliśmy, ponieważ wierzyliśmy. Ta wiara zaprowadziła nas do samego Santiago de Compostela. Lecz celem była już sama droga.

Stałem razem z Kubą przed grobem św. Jakuba. Wiedziałem, że przeszedł już szlak portugalski parę lat temu. Zapytałem go, jak się wtedy czuł, po raz pierwszy docierając do Santiago. „Rozpłakałem się”, powiedział mi. Parę minut później klęczeliśmy przed grobem św. Jakuba, a następnie poszliśmy, aby objąć jego figurę.

Mam nadzieję, że jeszcze nieraz tu wrócę. Dotarcie do Santiago nie oznacza końca wędrówki. Tu nie ma początku, nie ma końca – kiedyś przekroczyłem próg domu i wyszedłem na Camino Polaco, teraz po prostu wciąż idę dalej.

Mikołaj Wyrzykowski 01.08.2015,

Niedziela 37/201513.09.2015

]]>
06.09.2015 Niedziela 36/2015 „Szlakiem św. Jakuba” (10) Doświadczyć życia http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2015/09/05/05-09-2015-niedziela-372015-szlakiem-sw-jakuba-11-doswiadczyc-zycia/ Sat, 05 Sep 2015 06:00:29 +0000 http://kudlaczewpodrozy.pl/?p=10765 Continued]]> Są różne szlaki, spośród których wybrałem właśnie szlak św. Jakuba. Podążam za symbolem muszli wymalowanym na drzewach, słupach i murach. Czasem jednak przychodzą chwile zwątpienia, kiedy zadaję sobie pytania: czy warto? Czy oddaję swój czas w dobre ręce? Dlaczego przekroczyłem próg domu? I co sprawia, że idę dalej?

Dziś ogarnęło mnie zwątpienie: mam wiele rzeczy do zrobienia, spośród których szlak św. Jakuba wydaje się czasem najmniej ważny. Nie zawsze mam ochotę iść. Czy potrafię zostawić to wszystko za sobą, aby wyruszyć w drogę?

Wędrujemy piaszczystą drogą przez las w Cierpicach. Jak Forrest Gump powtarzam sobie: „Skoro doszedłem aż tutaj, czemu nie pójść dalej?”. Słońce przyjemnie ogrzewa nasze twarze. Wieje lekki wietrzyk, gałęzie drzew cicho skrzypią. Niebo nabrało idealnie błękitnej barwy. Po chwili docieramy do polany w Jarkach. Niedaleko, za opuszczonym domem płynie strumień, my zaś skręcamy w lewo, zagłębiając się w sosnowy las. Kiedy się zatrzymujemy, do naszych uszu nie dochodzi żaden dźwięk, oprócz szeptu wiatru i śpiewu ptaków. Czuję wolność-zupełnie, jakbym odnalazł zagubiony fragment Raju.

Zaczynam nucić pieśni drogi, po chwili przerywam i zaczynamy się modlić. Las, w który się zagłębiamy, staje się coraz starszy. Poruszamy się skrajem Puszczy Bydgoskiej, która jest pozostałością dzikich i nieprzystępnych puszcz średniowiecznych. Oprócz jeleni, dzików, lisów i borsuków można tutaj spotkać także wilki.

  • Jak myślisz, daleko jeszcze? – pytam taty.
  • Czy to ważne? Po prostu chodźmy. Zobaczymy, jak dotrzemy. – odpowiada.
  • Zastanawiam się, jaka będzie dalsza droga. Co zrobimy, co będzie dalej. – kontynuuję. – Ach, co by to było, gdyby dróg nie było? – dodaję, przypominając sobie słowa z „Siekierezady” Stachury.

Spotykamy dwójkę innych wędrowców.

  • Daleko do Gniewkowa?
  • Prosto, cały czas prosto przez las – słyszymy odpowiedź.

Zatrzymujemy się przy miejscu pamięci w Zajezierzu. Znajduje się tu pomnik, który upamiętnia 4 tysiące osób zamordowanych w latach 1939-1943 w tutejszych lasach przez hitlerowców. W ośmiu wspólnych mogiłach leżą mieszkańcy powiatu, a także Żydówki z obozu pracy w Paprosie i Woli Papowskiej. Ludzie ci oddali swoje życie, ale zostawili pamięć, która nawołuje: nigdy więcej tego dla naszych braci. Odchodzimy, mijając wiekowe sosny, które były świadkami tych wydarzeń i teraz pilnują, aby nie pogrążyły się one w niepamięci.

Po jakimś czasie wychodzimy z lasu na otwarte pole, skąd widać domy w Gniewkowie. W czasie drogi rozwiało się moje zwątpienie, z czasem przyszły odpowiedzi na pytania. Mój krok jest pewny, choć czuję ból w stopach, który przypomina mi, że nadal idę.

Gniewkowo, miasto niszczone w swojej historii kilkakrotnie, było niegdyś stolicą Księstwa Gniewkowskiego oraz siedzibą książąt kujawskich, w tym Władysława Białego, którego pomnik stoi na rynku głównym-próbował on nawet sięgnąć po koronę polską, wykradając królewskie insygnia z grobu Kazimierza Wielkiego. Przegrał jednak z Ludwikiem Węgierskim.

Spacerując ulicą toruńską, trafiamy do gotyckiego kościoła św. Mikołaja i św. Konstancji, wybudowanego w XIV wieku. Wstępujemy do plebanii, gdzie chwilę rozmawiamy z księdzem: uściski dłoni, pytania o to, skąd wyruszyliśmy oraz o cel drogi, wyjaśnienia, co robimy, zadziwienia i uśmiechy, zakończone są postawieniem pieczątki, która potwierdza, że tu byliśmy. Odprowadzeni życzeniami dobrej drogi, możemy iść dalej.

Czas w drodze mija szybko, lecz nie oglądam się za siebie. Zostawiam za sobą wszystkie martwe rzeczy, schematy i wędruję tak, jakby nie było czasu, aby doświadczyć śpiewu ptaków, szumu wiatru i blasku słońca, wędruję, aby gubić coraz więcej i zostawić w sobie tylko rdzeń życia.

Cierpice-Jarki-Zajezierze-Gniewkowo 13 km

 To już ostatni odcinek szlaku św. Jakuba w diecezji toruńskiej. Dziękuję za wspólną podróż i zapraszam do wędrowania! Buen Camino!

Mikołaj Wyrzykowski, Niedziela 36/2015, 06.09.2015

 

]]>
30.08.2015 Niedziela 35/2015 „Szlakiem św. Jakuba” (9) Za progiem http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2015/09/01/30-08-2015-niedziela-352015-szlakiem-sw-jakuba-10-za-progiem/ Tue, 01 Sep 2015 18:30:19 +0000 http://kudlaczewpodrozy.pl/?p=10763 Continued]]> „Buena camino! Droga zaczyna się tuż za progiem domu!”, woła mama, gdy otwieramy furtkę, by wejść na jedną z dróg wiodących ku Santiago de Compostela. Słońce wychodzi właśnie zza chmur, zachęcając nas do podróży-tak właśnie rozpoczyna się nasze niedzielne camino.

Zatrzymujemy się przed kościołem św. Jakuba w Toruniu. Wpatruję się w jego figurę, która góruje nad naszymi sylwetkami-figurę patrona pielgrzymów. Pod naszymi stopami znajduje się muszla-znak, za którym będziemy podążać. Przekraczamy bramę i zmierzamy do zakrystii. Przed chwilą skończyła się msza. Wewnątrz księża dyskutują, jak długo powinno trwać kazanie, aby ludzie nie pozasypiali. Tata postanawia sprzedać pewien dowcip:

  • Ksiądz przychodzi do bramy Niebios wraz z kierowcą autobusu. Św. Piotr wpuszcza kierowcę, a księdza nie. Wtedy ksiądz się oburza, nie może zrozumieć, dlaczego tak się stało. Św. Piotr wyjaśnia: „Kiedy ksiądz głosił kazania w kościele, wszyscy spali. Natomiast kiedy kierowca prowadził autobus, wszyscy się modlili.”.

Wybuch śmiechu. Następnie wywiązuje się rozmowa. Opowiadamy, dokąd pielgrzymujemy. Ksiądz podchodzi, aby uścisnąć nam dłonie.

  • Zatem dobrej drogi! – życzy nam.

Wyruszamy, kierując się symbolami muszli na niebieskim tle, namalowanymi na murach Torunia-do tej pory widziałem je wiele razy, lecz dopiero dziś są one moimi przewodnikami.

Pokonujemy most i schodzimy w dół, aby dostać się na drugi brzeg Wisły. Stąpamy po mokrej, miękkiej ziemi, omijając kałuże. Droga prowadzi wzdłuż rzeki. Mijamy zamek Dybowski, który według legend połączony jest prowadzącym pod Wisłą tunelem z katedrą św. Janów, a następnie wychodzimy na otwarte, zielone pole. Ptaki śpiewają radośnie na gałęziach. Nasze nogi są jeszcze silne, krok sprężysty. W pewnym momencie zatrzymuję się: drogę przebiega nam jedna, a po chwili całe stado saren. Biegną powoli, w rzędzie, dumnie prezentując swoje względy: zatrzymuję oddech i staram się zapamiętać ten obraz, aby przenieść go do strefy wiecznych fotografii w moim umyśle.

  • Droga czeka-mówi tata, kiwając głową zachęcająco.

Wędrujemy dalej, mijając Fort X -pusty, zrujnowany, pełen potłuczonych butelek oraz malowideł naściennych- i następnie, oddalając się od wału rzecznego, docieramy do Małej Nieszawki. Witamy się z uśmiechem z mijającym nas ludźmi również pielgrzymami, którzy podążają za różnymi znakami. Spotykamy tutejszego mieszkańca, którego pytamy o drogę.

  • Do kościoła? Tędy nie da się przejść inaczej, jak obok kościoła! – radzi nam.

Docieramy do zbudowanego z ciemnego drewna kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa. Na plebanii witamy się z księdzem proboszczem, prosząc go o pieczątkę-dowód odbywanej przez nas podróży.

  • Kościół jest malutki, ale piękny – opowiada ksiądz proboszcz. Powietrze drży od bijącego dzwonu. Ksiądz ściska nam dłonie. Wyjaśniam, dokąd dalej się udajemy. – Cóż, pomódlcie się za mnie! – żegna nas.

Symbol muszli, wymalowany na drzewach, słupach oraz murach prowadzi nas dalej. Oplatają mnie myśli. Zaczynam coraz intensywniej podróżować-nie tylko naprzód, wzdłuż torów kolejowych i dalej, w sosnowy las, ale też w głąb siebie, aż do światła, do korzeni. Słońce już jakiś czas temu schowało się za chmury, niebo stało się posępne, popielate. Zaczyna doskwierać zmęczenie, ból w nogach. Czuję delikatne kropelki deszczu. Patrzę w niebo: tak, chciałbym, aby teraz zaczęło padać, aby spadł mocny, rzęsisty deszcz, uwalniając nas od dalszej wędrówki. Jednak droga się nie kończy, a stopy, choć zmęczone, posuwają się naprzód po mokrej ziemi; muszle się nie kończą i jest coś, co wzywa nas, abyśmy nie przerywali marszu, i mijając kościół w Cierpicach, wchodząc w lasy, szli coraz dalej i coraz głębiej. Przekroczyliśmy próg domu, zatem wędrujemy.

Toruń-Mała Nieszawka-Wielka Nieszawka-Cierpice 18 km

Mikołaj Wyrzykowski, Niedziela 35/2015

 

]]>
23.08.2015 Niedziela 34/2015 „Szlakiem św. Jakuba” (8) Inny świat http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2015/08/27/27-08-2015-niedziela-352015-szlakiem-sw-jakuba-9-inny-swiat/ Thu, 27 Aug 2015 12:11:34 +0000 http://kudlaczewpodrozy.pl/?p=10761 Continued]]> W niektóre niedziele nasze spacery nie prowadzą ścieżkami pobliskiego lasu. Ścieżki te są znane i wydeptane, chodzimy nimi kilka razy w tygodniu. Czasem więc mamy potrzebę wyjść poza nie, wyjechać gdzieś dalej, poszukać nowych dróg – takich, którymi drugi raz już pewnie nie będziemy szli.

Kontynuuję więc wędrowanie szlakiem św. Jakuba. Tym razem wyruszyłem wraz z mamą. Zaczynamy w Ciechocinie, poranny deszcz powoli ustaje, ponure chmury ustępują z nieba. Mamy przed sobą cały dzień drogi, która prowadzi głównie przez lasy.

Nie ma tu oszałamiających widoków ani zabytków do zwiedzania, ale też nie potrzebuję żadnej z tych rzeczy. Czuję prostą i niezmienną obecność otaczającej mnie natury. Zagłębiamy się w las, gdzie nie dochodzą do nas odgłosy cywilizacji. Podczas tej wędrówki oddalamy się od szumu ulic, codziennego chaosu i zawsze potrzebnych telefonów. Oddalamy się od stresu i pośpiechu, który wiecznie próbuje odebrać życie z naszych rąk. Nie liczymy czasu, a więc mamy go mnóstwo: powoli doświadczamy drogi, którą idziemy. Zagłębiamy się w inny świat.

Obchodzimy dokoła Jezioro Józefowo, gdzie jeździliśmy w weekendy, kiedy jeszcze byłem mały. Pamiętam to doskonale.

  • Czy sztuka jest potrzebna? – zaczynamy rozmowę o filmie, który ostatnio widzieliśmy. – Jest niewdzięczna i niewierna. Ludzie poświęcają jej swoje życie, a kończą, jako zamiatacze ulic ze starymi koszulami i butami o odpadających podeszwach, albo jako niespełnieni filozofowie ze stacji benzynowych. Nie ma w tym nic chwalebnego.
  • Niektórym się udaje, inni nie potrafią się wydostać z pewnego etapu. Bo trzeba wyruszyć w drogę. The Lumineers musieli wyjechać, Bob Dylan musiał wyjechać.
  • To wszystko słowa, tylko słowa. Rozmawiamy, wracamy do domu, zapominamy.
  • Czasem pamiętamy,
  • Czasem tak. – przypominam sobie słowa Jana Pawła II w „Liście do artystów”. Papież pisał tam, że świat potrzebuje sztuki, między innymi po to, aby człowiek mógł odkryć siebie – bo w pewnym sensie jest nieznany samemu sobie. Podczas odtwarzania w pamięci tego listu od razu czuję nowy przypływ energii.

Docieramy do lasu za Brzozówką, gdzie czeka nas bardzo długi odcinek prostej drogi. Po jakimś czasie marszu pytam przejeżdżających rowerzystów.

  • Daleko jeszcze do Złotorii?
  • Oj, daleko…

Nasze nogi wybijają równy rytm na twardej nawierzchni. Zaczynamy śpiewać piosenki, które do niego pasują. Mama zaczyna: „Iść, ciągle iść, w stronę słońca. W stronę słońca, aż po horyzontu kres.”. Wtedy ja odpowiadam: „Dzisiaj tu, jutro tam/każda radość krótko trwa/dobrze razem było nam, więc śpiewajmy: dzisiaj tu, a jutro tam”. Kończymy wspólnie, nucąc „Przez ile dróg musi przejść każdy z nas, by mógł człowiekiem się stać?”.

Gdy docieramy do Złotorii, mama podskakuje, krzycząc radośnie.

  • Tak, tak, hurra, doszliśmy!

Przy kościele św. Wojciecha zaraz skręcamy w prawo, przechodząc przez drewniany mostek, jeden z najstarszych w naszym województwie. Pochodzi z XIX wieku.

W ten sposób jesteśmy już w Kaszczorku. Mijamy piękny kościół Podwyższenia Krzyża Świętego, odbudowanym w 1972 roku po pożarze, który zniszczył jego barokowe wnętrze. Mijając domki jednorodzinne, wychodzimy na Rubinkowo, zaraz jednak powracamy do lasu, skręcając w drogę opadającą ku Wiśle.

Wiatr przegnał wszystkie ciemne chmury, las tonie w złotym, łagodnym świetle słonecznym. Dróżka prowadzi nas przez pagórki. W pewnym momencie nie wytrzymujemy i zbaczamy ze szlaku. Dochodzimy do samego brzegu Wisły, skąd rozciąga się wspaniały widok na nowy, lśniący w słońcu most. Oprócz paru wędkarzy jesteśmy tutaj tylko my, i rzeka płynąca ku Staremu Miastu, dokąd też zmierzamy. Idziemy więc dalej wraz z jej nurtem, mijając kolejne pagórki, łąki i rozlewiska. Jest pięknie. Czuję się, jakbym rzeczywiście odkrył nowy świat.

Powoli powracamy do cywilizacji. Powraca szum ulicy, powracają banery reklamowe i śpieszący się w różne strony świata ludzie. Zagłębiamy się w średniowieczne uliczki toruńskiej Starówki, którymi chodzimy prawie codziennie. Mijamy Krzywą Wieżę, ruiny zamku krzyżackiego, gdzie zaczęła się wojna trzynastoletnia; dalej przechodzimy obok pomnika Mikołaja Kopernika i ratusza, który posiada tyle wież, ile jest pór roku, tyle sal, ile miesięcy, tyle pokoi, ile tygodni oraz tyle okien, ile dni w roku. Droga kieruje nas z powrotem na Bulwar Filadelfijski, a następnie do kościoła św. Jakuba.

Ciechocin-Jesionki-Mierzynek-Brzozówka-Złotoria-Kaszczorek-Toruń 30 km

Mikołaj Wyrzykowski, Niedziela 34/2015

 

]]>
Śpiewamy o Camino Polaco http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2015/08/25/spiewamy-o-camino-polaco/ Tue, 25 Aug 2015 10:08:22 +0000 http://kudlaczewpodrozy.pl/?p=11004 Continued]]> Jak mówić o Camino Polaco, by ktoś zaciekawił się tym szlakiem? Najlepiej nic nie mówić. Trzeba śpiewać.

Tak wyglądał właśnie jeden z pierwszych dni podczas mojej podróży na Camino. Usiedliśmy po północy, czyli w porze najbardziej odpowiadającej tworzeniu, i zaczęliśmy pisać piosenkę promującą Camino Polaco na melodię „Hiszpańskich dziewczyn”. Każdy dokładał kolejny wers i tak właśnie powstała piosenka, którą następnie śpiewaliśmy wszędzie, gdziekolwiek się znaleźliśmy – w Pampelunie, Burgos, Leon czy też Santiago, sprawiając, że ludzie zatrzymywali się, zaczynali słuchać, nagrywać. Poniżej akurat znajduje się występ z Finisterry, czyli, jak wierzyli kiedyś pielgrzymi, „końca świata” – tutaj kończy się lub zaczyna Camino, pielgrzymi palą swoją ubrania i szukają muszli, symbolu nowego życia.

Mikołaj

 

Tekst piosenki:

If you want to walk Camino Polaco

Just pack up your bags and hit the road

There’s culture and nature while you’re searching for God

So cross your own door sill and find our home

Golub-Dobrzyń Szafarnia Kruszwica and Toruń

The way to God goes through historic land

Good people in Poland are waiting for you

Do not hesitate – just travel with us

 

DCIM100MEDIA

Nasza grupa na końcu świata

]]>
16.08.2015 Niedziela 33/2015 „Szlakiem św. Jakuba” (7) Doświadczenie Boga http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2015/08/20/20-08-2015-niedziela-342015-szlakiem-sw-jakuba-8-doswiadczenie-boga/ Thu, 20 Aug 2015 12:06:35 +0000 http://kudlaczewpodrozy.pl/?p=10757 Continued]]> Zbliża się południe, gdy opuszczamy Szafarnię. Zostawiamy za plecami zieleń ogrodu i białe ściany Ośrodka Chopinowskiego, jesteśmy wypoczęci i gotowi do drogi. Możemy iść dalej, aż do samego Santiago de Compostela.

Piaszczysty szlak prowadzi nas przez pola. Mijamy ludzi pracujących w swoich ogrodach, obok nas przejeżdża traktor wiozący siano. Krowy pasą się na pastwisku. W powietrzu unosi się zapach świeżo skoszonej trawy. Przez jakiś czas milczymy, po czym zaczynamy rozmawiać na tematy, których normalnie nie poruszamy.

  • Uczestniczyłem niedawno w wieczorze chwały – opowiadam. – Było wspaniale, naprawdę. Mnóstwo ludzi, którzy razem śpiewali i tańczyli: stałem wśród nich jak zamurowany, nie wiedziałem, co się dokoła dzieje. Później się włączyłem. Czułem się jak w Taize, jak członek wielkiej wspólnoty.
  • Racja, racja, wtedy było świetnie – potwierdza Karol, który również uczestniczył w wieczorze chwały.
  • Był moment, kiedy mogłeś podejść do osób, które się następnie za ciebie modliły. Kiedy uklęknąłem, słyszałem, jak w czasie modlitwy płynnie przechodzą między obcymi językami. Dreszcz przeszedł mnie po plecach. – kontynuuję. – Myślę, że takie spotkania są bardzo potrzebne. Możesz poczuć obecność Boga.
  • Tak, dlatego warto jest należeć do jakiejś wspólnoty – odzywa się Stachu. – Ale nie można żyć tylko według takich wieczorów.
  • One są dowodem na istnienie Boga. A potrzeba przecież takich dowodów. W spotkaniu, wydarzeniu…musisz poczuć Jego obecność.

Rozmowa ciągnie się dalej, przechodząc przez Światowe Dni Młodzieży do Camino, które jest przecież doświadczeniem Boga w czasie drogi. Ni stąd, ni zowąd Stachu zaczyna śpiewać piosenki, których sensu nie będę próbował tutaj zgłębiać. Licytujemy się w liczbie pęcherzy na stopach. Podobno ten, kto podczas pielgrzymki nie ma żadnego, zostanie w przyszłości księdzem. Robi się wesoło.

Na horyzoncie pojawia się zamek. Powoli dochodzimy do Golubia-Dobrzynia. Przechodząc przez mostek nad Drwęcą, mijamy kilku mieszkańców.

  • Dokąd idziecie, do szkoły? – pyta jeden z nich.
  • Nie, do Santiago – uśmiecham się, pokazując przewodnik.

Przechodzimy przez rynek w Golubiu-Dobrzyniu, gdzie w leniwym cieple popołudniowych promieni słonecznych spaceruje kilka osób. Dochodzimy do skrzyżowania dróg, przy którym musimy się pożegnać.

  • Dzięki, do zobaczenia!

Uściski dłoni, wymiana paru słów. Koledzy spieszą się na zajęcia, ten odcinek szlaku pokonam więc samotnie.

Wspinam się na wzgórze, gdzie stoi górujący nad miastem zamek. W XIV wieku wybudowali go Krzyżacy w miejsce drewnianej budowli obronnej stojącej przy Drwęcy na straży. W czasie wojny polsko-krzyżackiej jego załoga, jak zresztą w wielu zamkach, liczyła zaledwie kilku rycerzy zakonnych. Twierdzę trzy razy próbował zdobyć Władysław Łokietek, udało się to dopiero Władysławowi Jagielle. Przez jakiś czas mieszkała tu Anna Wazówna, uprawiając na golubskich wzgórzach winorośl oraz tytoń. To właśnie jej duch straszy uczestników balu, czyli dziesięciu najpopularniejszych Polaków roku, w czasie nocy sylwestrowej. W minionych latach w Annę Wazównę wcielała się Miss Polonia.

W trakcie wojen napoleońskich zamek pełnił funkcję lazaretu, później urządzono tutaj obory, następnie więzienie i szkołę wiejską. Po wojnie twierdza została odbudowana. Spacerując po salach zamkowych, oglądam fotografie Turnieju Rycerskiego, który odbywa się tutaj co roku w lipcu. Przyjeżdżają drużyny zarówno z Polski, jak i np. z Włoch czy Ukrainy, aby pojedynkować się na kopie, topory miecze, konno lub pieszo. Historia średniowiecznego zamku nadal żyje.

Jest już późno. Opuszczam wzgórze zamkowe i ponownie zagłębiam się w uliczki Golubia-Dobrzynia, które wyprowadzają mnie z miasta. Przy metalowym krzyżu skręcam w prawo, w drogę opadającą w las. Szlak wiedzie prosto aż do samego Ciechocina. Przyspieszam kroku, staram się oddychać równomiernie. Jestem tu tylko ja, droga i las dokoła. Moje kroki i trzeszczenie drzew stają się wszystkim, co słyszę. Droga zdaje się nie mieć końca, nie posiada nawet zakrętu, który dawałby nadzieję, że tam, już za chwilę, czeka na mnie Ciechocin. Nucę pod nosem piosenki, które chciałbym teraz usłyszeć. Następnie odmawiam różaniec. Na niebie gromadzą się chmury, będzie padać.

Gęste krople deszczu spadają z nieba, gdy dochodzę do Ciechocina. Deszcz staje się coraz bardziej intensywny, gdy niespodziewanie wychodzi słońce, ozłacając zieloną łąkę, roziskrzając krople wody. Deszcz ustaje, zaczyna królować słońce. Ponownie robi się ciepło. Czuję się szczęśliwy. Mam w nogach ponad 100 km, szedłem przez deszcz i przez słońce, dotarłem na miejsce. Dzisiejsza droga jest więc skończona, droga do Santiago de Compostela nadal trwa.

Szafarnia-Płonko-Białkowo-Dobrzyń-Golub-Dulnik-Ciechocin 20 km

Mikołaj Wyrzykowski, Niedziela 33/2015

 

Artykuł także na stronie Diecezja Toruńska- Szlakiem św. Jakuba cz. VIII
]]>
09.08.2015 Niedziela 32/2015 „Szlakiem św. Jakuba” (6) Podróż inspiracji http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2015/08/13/13-08-2015-niedziela-332015-szlakiem-sw-jakuba-7-podroz-inspiracji/ Thu, 13 Aug 2015 12:00:23 +0000 http://kudlaczewpodrozy.pl/?p=10754 Continued]]> ” Co kilka kilometrów robimy przystanki: potrzebne, aby mieć siłę dotrzeć do Szafarni, a jednocześnie niezbyt długie, aby nogi nie odzwyczaiły się od drogi. Ludzie, których czasem mijamy, sprawiają wrażenie, jakby zastanawiali się: dokąd oni idą? Po co?

Docieramy do miejscowości Płonne, która jest pierwowzorem Krępy opisanej w „Nocach i dniach” Marii Dąbrowskiej: pisarka przebywała tutaj kilka razy u swojej siostry. W tej wsi znajduje się również jeden z kościołów św. Jakuba na szlaku Camino Polaco.

Stąd otoczona drzewami droga asfaltowa prowadzi prosto do Szafarni. Twarda nawierzchnia boleśnie odczuwana jest przez moje stopy, lecz jestem już przyzwyczajony, nie myślę o tym. – – -Zobaczcie, jak pięknie! – woła Stachu.(…)”

Mikołaj Wyrzykowski, Niedziela 32/2015

Etap: Radziki Duże-Szafarnia; Radziki Duże-Tomkowo-Rodzone-Płonne-Szafarnia; Długość trasy: 12 km

Co kilka kilometrów robimy przystanki: potrzebne, aby mieć siłę dotrzeć do Szafarni, a jednocześnie niezbyt długie, aby nogi nie odzwyczaiły się od drogi. Ludzie, których czasem mijamy, sprawiają wrażenie, jakby zastanawiali się: dokąd oni idą? Po co?

U Marii
Docieramy do miejscowości Płonne, która jest pierwowzorem Krępy opisanej w „Nocach i dniach” Marii Dąbrowskiej: pisarka przebywała tutaj kilka razy u swojej siostry. W tej wsi znajduje się również jeden z kościołów św. Jakuba na szlaku Camino Polaco. Stąd otoczona drzewami droga asfaltowa prowadzi prosto do Szafarni. Twarda nawierzchnia boleśnie odczuwana jest przez moje stopy, lecz jestem już przyzwyczajony, nie myślę o tym. – Zobaczcie, jak pięknie! – woła Stachu. Przenoszę wzrok tam, gdzie on wskazuje ręką i natychmiast się zatrzymuję. Ciepłe, pomarańczowe słońce właśnie chowa się za horyzontem, po raz ostatni dziś jego promienie padają na łąkę i zielone trawy, kołyszące się lekko pod dotykiem wiatru. Stojące przy drodze drzewo obleczone jest światłem słonecznym. Wyjmuję aparat. Minuty się rozciągają, czas zostaje zatrzymany.

U Fryderyka
Zachodzące słońce towarzyszy nam w drodze aż do samego Ośrodku Chopinowskiego w Szafarni. Otwieramy bramę. Ogród oświetlony jest bladymi latarenkami, które sprawiają, że biały pałac błyszczy w ciemności. Pani Agnieszka Brzezińska, dyrektorka Ośrodku Chopinowskiego, czeka na nas przed drzwiami, pytając, jak minęła nam droga. Opowiadamy, pokazując Paszporty Pielgrzymów, zaraz też dostajemy pieczątki. Ośrodek Chopinowski w Szafarni jest również schroniskiem dla pielgrzymów podróżujących szlakiem św. Jakuba – w Hiszpanii takie miejsca nazywane są „albergue”. Tutaj każdy, za okazaniem Paszportu Pielgrzyma, otrzyma nocleg i wspaniałą gościnę.
Siedząc w kawiarence, dowiadujemy się, że pani Agnieszka jest podróży do Santiago de Compostela. – Idę szlakiem hiszpańskim, ale odcinkami, gdyż nie mam wystarczająco dużo czasu na jego jednorazowe przejście. Moja pielgrzymka więc trwa i trwa, ale jestem już coraz bliżej Santiago. – uśmiecha się.
Rozglądam się po pomieszczeniu. Na szafce, obok muszli oraz książek opisujących szlak św. Jakuba, stoją portrety przedstawiające Chopina. To właśnie tutaj polski kompozytor, jeszcze jako młody chłopak, spędzał wakacje w 1824 i 1825 roku. Czternastoletni Fryderyk przyjeżdżał, aby odwiedzić swojego kolegę, Dominika Dziewanowskiego. Mimo swego wątłego zdrowia był zachwycony atrakcjami wiejskiego życia. Spacerował, grywał na pianinie na zaproszenia sąsiadów, słuchał i obserwował. Swoje wrażenia opisywał w redagowanym przez siebie „Kurierze Szafarskim”, podpisując się jak Pichon. Podczas pobytu w Szafarni Fryderyk Chopin jeździł również do pobliskich miejscowości, m.in. Golubia-Dobrzynia oraz Torunia, gdzie zachwycił się piernikami. Tym, co najbardziej go interesowało, była wiejska muzyka. Siadał często, słuchając i zapisując ludowe pieśni. W ten sposób zmienił sposób postrzegania rytmu w muzyce. W Szafarni poznał kulturę i tradycję polską, która później stała się inspiracją podczas tworzenia słynnych mazurków.
Spacerujemy po pałacu, wśród starych foteli, luster i portretów Chopina. Wchodzimy do sali koncertowej. – Właśnie tutaj, co roku w maju, odbywają się Międzynarodowe Konkursy Pianistyczne dla Dzieci i Młodzieży – wyjaśnia pani Agnieszka. Pierwsza edycja konkursu miała miejsce w 1992 roku. Kolejne edycje miały już charakter międzynarodowy. W konkursie biorą udział młodzi pianiści w wieku od 6 do 16 lat. Przyjeżdża tutaj młodzież z różnych zakątków świata – fortepian, dziś tak cichy, rozbrzmiewa wtedy dźwiękami mazurków, przenosząc nas w czas, kiedy w Szafarni przebywał Fryderyk Chopin.
Nieśmiało gramy na koncertowym fortepianie. W pokoju, gdzie nocujemy, znajduje się pianino: jego dźwięki ciągną się długo w noc, aż wreszcie zasypiamy po ostatnim akordzie.

O poranku
Budzimy się leniwie, poranne słońce wpada przez okno. Postanawiamy pospacerować po ogrodzie otaczającym pałac. Jest cudownie. Ptaki śpiewają, roztaczająca się dokoła zieleń jest bujna, gęsta i pięknie pachnie. Mijamy fortepian przystrojony kwiatami. Jak mówią, nawet staw posiada kształt fortepianu. Czuję spokój i sielskość, mógłbym bez końca spacerować tymi ścieżkami. Siadamy na ławce, obserwując taflę stawu, po której łagodnie pełza wiatr. Niebawem będziemy musieli iść dalej, lecz nie myślimy o tym, pragniemy zostać tu jak najdłużej. To miejsce, które inspiruje.
Mikołaj Wyrzykowski

Artykuł także na stronie Diecezja Toruńska- Szlakiem św. Jakuba cz. VI
]]>
02.08.2015 Niedziela 31/2015 „Szlakiem św. Jakuba” (5) Nadal w drodze http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2015/08/02/02-08-2015-niedziela-312015-szlakiem-sw-jakuba-5-nadal-w-drodze/ Sun, 02 Aug 2015 06:55:22 +0000 http://kudlaczewpodrozy.pl/?p=10751 Continued]]> „Krople deszczu zaczynają spadać z nieba. Zrobiło się pochmurno, wiatr stał się chłodniejszy. Deszcz jest przyjemny, orzeźwia nas po długim marszu, po chwili jednak ustaje. Chmury nadal gromadzą się na niebie.

Dochodzimy do płotu, który uniemożliwia dalszą drogę.

  • Źle poszliśmy – stwierdzam.
  • Niemożliwe. Nie mieliśmy gdzie się pomylić.

Analizujemy przewodnik po szlaku oraz przypominamy sobie ostatnie muszle, które widzieliśmy na drzewach. Wygląda na to, że jednak idziemy w dobrą stronę. Postanawiamy zejść ze ścieżki(…)”

Mikołaj Wyrzykowski, Niedziela 31/2015

Etap: Bachotek – Radziki Duże
Bachotek-Mariany-Tama Brodzka-Brodnica-Szabda-Mszano-Słoszewy-Radziki Duże
Długość trasy: 31 km

Krople deszczu zaczynają spadać z nieba. Zrobiło się pochmurno, wiatr stał się chłodniejszy. Deszcz jest przyjemny, orzeźwia nas po długim marszu, po chwili jednak ustaje. Chmury nadal gromadzą się na niebie.
Dochodzimy do płotu, który uniemożliwia dalszą drogę.
– Źle poszliśmy – stwierdzam.
Niemożliwe. Nie mieliśmy gdzie się pomylić.Analizujemy przewodnik po szlaku oraz przypominamy sobie ostatnie muszle, które widzieliśmy na drzewach. Wygląda na to, że jednak idziemy w dobrą stronę. Postanawiamy zejść ze ścieżki, zbliżyć się do torów i iść wzdłuż nich, aby dotrzeć do miasta. Za pół godziny zaczyna się Msza św., na którą chcemy zdążyć. Mamy mało czasu, zmuszamy więc obolałe nogi do szybszego marszu.
Dochodzimy do Brodnicy, miasta z 700-letnią tradycją, które jest położone nad Drwęcą, na granicy trzech historycznych regionów: Ziemi Chełmińskiej, Mazowsza i Prus (stąd też niemiecka nazwa Strasburg). Krzyżacy gromadzili tutaj zapasy żywności i broni wielokrotnie większe niż np. w Toruniu. Miasto posiada w herbie wizerunek otwartej prawej dłoni: symbol życzliwości oraz gościnności. Jesteśmy już prawie w centrum, gdy za plecami słyszę głos Karola.
– Dalej nie dam rady.
– Już blisko, chodź. To tylko kawałek drogi.
– Nie dam rady.
Siadamy w pobliskim parku. Odpoczywamy. Msza św. już się zaczęła, ale nie dotrzemy tam na czas. W tym miejscu kończy się nasza dzisiejsza droga.
Noc spędzamy, przyjęci przez bardzo miłą rodzinę z Brodnicy. Rozmawiamy o Medjugorie oraz Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie. Gdy rano wychodzimy, powietrze jest rześkie i czyste po nocnej burzy. Jesteśmy gotowi do dalszej drogi.

Docieramy do Starego Miasta. Mijamy kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej, do którego poprzedniego dnia nie zdążyliśmy dotrzeć. Na jego zewnętrznych murach znajduje się obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem. Podobno każdy Krzyżak, który wyprawiał się przeciw poganom, podjeżdżał pod obraz i dotykał go swoim mieczem, otrzymując w ten sposób błogosławieństwo.
Szlak wiedzie przez charakterystyczny, trójkątny rynek. Dalej skręcamy w ul. św. Jakuba i powoli wychodzimy z centrum, mijając wieżę zniszczonego zamku krzyżackiego – legenda mówi, że jego komtur wspina się na tę wieżę co roku 15 lipca, aby ogłosić wieść o przegranej pod Grunwaldem. Dalej mijamy pałac Anny Wazówny, która panowała na tym terenie, jako protestantka nie mogąc przebywać na dworze swego brata, króla Zygmunta III. Nie mogła też zostać pochowana na Wawelu, dlatego jej ciało spoczywało przez kilkanaście lat w piwnicach brodnickiego zamku, nim ostatecznie zostało pochowane w Toruniu.

Wychodzimy z Brodnicy i kierujemy się do Mszana, gdzie skręcamy obok figury św. Jana Nepomucena. W tej okolicy właśnie odkryto prehistoryczną osadę myśliwską, która przestała istnieć w 1450 r. w wyniku ocieplenia klimatu.

Robimy krótkie postoje. Wiemy, jak długa czeka nas droga, więc maszerujemy szybkim, równym tempem. Moje stopy stały się wrażliwe, czują każdy kamyk znajdujący się na drodze. W miarę upływu czasu moje siły słabną, lecz staram się nie zwracać na to uwagi. Powoli gasną też nasze rozmowy o Camino de Santiago. Coraz bardziej wyciszamy się, skupiamy się na prawidłowym oddechu i stawianiu kroków, coraz bardziej skupiamy się na samej drodze.

Dochodzimy do zamku w Radzikach Dużych, który został zrujnowany podczas wojen szwedzkich. Jedna z legend mówi o podziemnym przejściu łączącym go z zamkiem w Golubiu-Dobrzyniu, które mieszkańcom tego drugiego miasta wskazał duch Anny Wazówny.
Krople deszczu opadają na moją twarz. Zatrzymuję się. Razem ze Stachem oglądamy się za siebie. Karol, znajduje się o wiele dalej, niż myśleliśmy. Idzie powoli, z wyraźnym bólem, podpierając się kijem.
– Wszystko w porządku? – pyta go Stachu.
Karol nie odpowiada, tylko zbacza z drogi, aby położyć się na placu zabaw tuż obok. Idziemy do niego. Zrzucamy plecaki na ziemię, siadamy.
– Zrobimy teraz długi postój – oznajmiam.
– Nieważne, jak długi będzie postój, dalej nie dojdę. Nie czuję mięśni. Nie mogę postawić kroku. – odpowiada Karol.
– Do Szafarni zostało nam jeszcze kilkanaście kilometrów…
– Nie dam rady. Jedzie stąd jakiś autobus w tamtą stronę?
– Raczej nie, to zbyt mała wieś.
– Pomożemy ci – proponuje Stachu.
– Zaczekamy tyle, ile będzie trzeba, a potem weźmiemy twój plecak. Możemy zanieść również ciebie. Dotrzemy tam dzisiaj, wszyscy razem.
Karol nie odpowiada. Czekamy, leżąc z podniesionymi do góry nogami na zjeżdżalni dla dzieci. Siąpi lekki deszczyk, mieszkańcy wsi kręcąc się po ulicach, patrząc na nas z zaciekawieniem. Czekamy, mija czas, wieczór jest coraz bliżej. W pewnym momencie Karol wstaje. Rozciąga nogi, wykonuje parę ćwiczeń i schodzi ze zjeżdżalni.
– Jest lepiej – oznajmia – Chodźmy.
Karol podnosi kij, a ja razem ze Stachem biorę jego rzeczy i ponownie wchodzimy na szlak św. Jakuba. Deszcz przestaje padać. Idziemy powoli i ostrożnie, ale nadal zmierzamy do celu, nadal jesteśmy w drodze.

Mikołaj Wyrzykowski

Artykuł także na stronie Diecezja Toruńska- Szlakiem św. Jakuba – cz. V
]]>
23.07.2015 Niedziela 30/2015 „Szlakiem św. Jakuba” (4) Kierując się muszlą http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2015/07/23/23-07-2015-niedziela-302015-szlakiem-sw-jakuba-4-kierujac-sie-muszla/ Thu, 23 Jul 2015 11:48:26 +0000 http://kudlaczewpodrozy.pl/?p=10749 Continued]]>  ” Obok zamku w Kurzętniku nie mogliśmy przejść obojętnie, jednak zajął nam on zbyt wiele czasu. Jestem zaniepokojony. Pogoda dopisuje, ale czeka nas dziś długa droga. Będziemy musieli przyspieszyć kroku.

Wychodzimy z Kurzętnika, droga prowadzi przez pola.

  • To na pewno tędy? – pytam kolegów.
  • Nie mam pojęcia. Nie widziałem żadnego znaku. W przewodniku jest napisane, że…
  • ..jest! Widzę muszelkę! „

Mikołaj Wyrzykowski, Niedziela 30/0215

Etap: Kurzętnik-Bachotek Kurzętnik-Lipowiec-Kaługa-Ławy Drwęczne-Szramowo-Pokrzydowo-Bachotek Długość trasy: 18 km
Obok zamku w Kurzętniku nie mogliśmy przejść obojętnie, jednak zajął nam on zbyt wiele czasu. Jestem zaniepokojony. Pogoda dopisuje, ale czeka nas dziś długa droga. Będziemy musieli przyspieszyć kroku.

Po nowe życie
Wychodzimy z Kurzętnika, droga prowadzi przez pola.
– To na pewno tędy? – pytam kolegów.
– Nie mam pojęcia. Nie widziałem żadnego znaku. W przewodniku jest napisane, że…
– Chwila… Jest! Widzę muszelkę!
Wypuszczam z ulgą powietrze z ust. Również spostrzegam symbol muszli widniejący na niebieskim tle. To on nas prowadzi: gdy go brakuje, jesteśmy zgubieni, jego ponowne odnalezienie jest dla nas wybawieniem. Dlaczego akurat jest to symbol muszli? Św. Jakub Starszy należał do uprzywilejowanego grona Apostołów, którzy widzieli m.in. przemienienie na górze Tabor. Pochodził z okolic Jeziora Galilejskiego, gdzie zajmował się rybactwem. Od początku więc towarzyszyły mu woda, ryby i muszle, które później stały się jego atrybutami w ikonografii. Muszla to też symbol nowego życia. Dawniej pielgrzymi, po dotarciu do Santiago de Compostela, szli dalej, aż nad samo morze, które było dla nich końcem ówczesnego świata, i tam palili swoje ubrania, aby rozpocząć nowe życie. Stamtąd też właśnie zabierali muszle.

Plecak doświadczeń
Wchodzimy w las. Robi się gorąco. Wokół naszych głów latają chmary owadów, których ataki staramy się odeprzeć. Droga jest prosta i długa, nabraliśmy dobrego tempa. Postanawiamy odmówić dziesiątkę różańca.
Dochodzimy do Pokrzydowa, gdzie znajduje się kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Robimy krótki postój i zgodnie z tradycją pukam do drzwi plebanii z Paszportami Pielgrzyma w ręku. Otwiera mi proboszcz, uśmiechając się miło i zapraszając do środka. W trakcie stawiania pieczątek opowiadam, skąd pielgrzymujemy.
– I dokąd idziecie? Do samego Santiago? – to kolejny raz, kiedy ktoś nas o to pyta. Nasze plecaki chyba muszą robić wrażenie. Kręcę głową ze śmiechem.
– Jeszcze nie. To znaczy… Może w przyszłym roku, mam nadzieję. Teraz chcemy po prostu spróbować, co znaczy wędrowanie szlakiem Camino – odpowiadam. Ksiądz opowiada chwilę o swoich wędrówkach. Żegna nas z uśmiechem, życząc dobrej drogi.

A może…?
Szlak prowadzi przez pola, następnie skręca ku lasowi, kierując się w stronę Jeziora Bachotek. Znajduje się ono na terenie Brodnickiego Parku Krajobrazowego. Lekko zabagnione i otoczone trzcinowiskami, jest siedliskiem dla wielu gatunków ptaków. Pośrodku jeziora znajduje się wyspa, na której odnaleźć można ślady dawnego grodziska z fosą. Cały park, znajdujący się w województwie kujawsko-pomorskim oraz warmińsko-mazurskim, jest terenem, gdzie swoje gniazda zakłada między innymi największy ptak drapieżny w Polsce, czyli orzeł bielik.
Mijamy wiekowe sosny o grubych pniach, rosnące po obu stronach drogi. Zrobiło się ciemniej, las stał się bardziej gęsty i cichy. I bardziej dziki. Im dłużej idziemy, tym bardziej zaczyna kiełkować w naszych głowach pewna myśl, pobudzona jeszcze słowami proboszcza z parafii w Pokrzydowie.
– A gdybyśmy w przyszłym roku, w najdłuższe wakacje, wyruszyli do samego Santiago de Compostela? – zaczyna rozmowę Stachu.
Następuje chwila milczenia.
– Czemu nie – odpowiada Karol. Idzie, podpierając się kijem. Ogarnia nas zmęczenie wędrówką.
– Ale jakim szlakiem, jak myślisz? Francuskim, portugalskim? – pytam.
– Nie, nie, żadnym z nich. Nie będziemy lecieć do Hiszpanii i dopiero stamtąd ruszać. Myślałem, żeby wyjść z Torunia. Po prostu przekraczasz próg domu, idziesz, dochodzisz do Santiago. To byłoby najprawdziwsze.
– Ponad 100 dni podróży… Masz rację. To byłoby najprawdziwsze. Ale czy dalibyśmy radę?
– Możemy.
„Możemy”… Tak samo odpowiedział kiedyś św. Jakub Starszy Jezusowi. To było jego wyznanie wiary, świadectwo, że dzięki wierze wszystko jest możliwe. Nadal otacza nas las, idzie się przyjemnie, trudno tu nie zauważyć symbolu muszli na drzewie i zgubić szlak. Rozmawiamy dalej. Zaczynam się zastanawiać, dokąd tak naprawdę doprowadzi nas ta droga.
Mikołaj Wyrzykowski

Artykuł także na stronie Diecezja Toruńska- Szlakiem św. Jakuba cz. IV
]]>
16.07.2015 Niedziela 29/2015 „Szlakiem św. Jakuba” (3) Wiara i kultura http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2015/07/16/16-07-2015-niedziela-292015-szlakiem-sw-jakuba-3-wiara-i-kultura/ Thu, 16 Jul 2015 11:43:44 +0000 http://kudlaczewpodrozy.pl/?p=10747 Continued]]> ” Idę dalej, coraz bardziej zagłębiając się w siebie. Po kilku kolejnych postojach dochodzimy do drewnianego mostku prowadzącego przez jezioro w Radomnie. Wiąże się z tym miejscem pewna legenda: w czasach napoleońskich żołnierze francuscy zostali tutaj podobno otoczeni przez wojska pruskie. Nie mając szans w walce, postanowili uciec, pokonując wpław jezioro. Większość z nich utonęła i niektórzy po dziś dzień słyszą ich nawoływania.

Mijamy kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa w Radomnie, za którym wkraczamy na drogę asfaltową. Po jakimś czasie staje się ona uciążliwa.”

Mikołaj Wyrzykowski, Niedziela 29/2015

Etap: Radomno – Kurzętnik-Radomno-Chrośle-Nowy Dwór Bratiański-Nawra-Nowe Miasto Lubawskie-Kurzętnik. Długość trasy: 17 km
Idziemy dalej, coraz bardziej zagłębiając się w siebie. Po kilku kolejnych postojach dochodzimy do drewnianego mostku prowadzącego przez jezioro w Radomnie. Wiąże się z tym miejscem pewna legenda: w czasach napoleońskich żołnierze francuscy zostali tutaj podobno otoczeni przez wojska pruskie. Nie mając szans w walce, postanowili uciec, pokonując wpław jezioro. Większość z nich utonęła i niektórzy po dziś dzień słyszą ich nawoływania.
Mijamy kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa w Radomnie, za którym wkraczamy na drogę asfaltową. Po jakimś czasie staje się ona uciążliwa. – Znajdźmy skrót – proponuje Stachu. Razem z Karolem przystaję na tę propozycję. Wspinamy się na wzgórze, tchnące świeżością i zielenią traw. Przed naszymi oczami przebiega kilka saren. Docieramy na szczyt, skąd rozciąga się widok na całą okolicę: złote pola, łąkę, po której spaceruje bocian, pojedyncze domki i las w oddali. Stoimy na wzgórzu, rozglądając się dokoła, po czym schodzimy, wyznaczając nasz własny szlak.
Wracamy na drogę, która ponownie prowadzi nas do lasu. Przez chwilę idziemy z zamkniętymi oczami, trzymając się za ramiona i zawierzając kierunek naszym stopom. Po jakimś czasie dochodzimy do wzgórza, na którym stoi pomnik upamiętniający mieszkańców Nowego Miasta Lubawskiego zamęczonych przez hitlerowców. Powoli zapada wieczór. Gdy stajemy na skraju wzgórza, dostrzegamy dachy domów miasta, do którego od rana zdążaliśmy.
Pieczątka od Matki z Łąk
Spędzamy tutaj noc. Nie dotknęło nas jeszcze zmęczenie, śpimy więc tylko pół nocy. Następnego dnia wstaję wcześnie rano, aby uczestniczyć w pierwszej Mszy św. w kościele pw. św. Tomasza Apostoła. Jest to jednocześnie Sanktuarium Matki Bożej Łąkowskiej, która znajduje się w ołtarzu. Wiąże się z nią legenda: kiedyś na tych ziemiach, gdzie pogańscy Prusowie składali ofiary swoim bożkom, dwójce dzieci ukazała się figura Matki Bożej płynąca Drwęcą. Co najciekawsze: płynęła ona pod prąd. Na wieść o tym mieszkańcy Nowego Miasta przybyli na miejsce i zabrali figurę do siebie. W nocy figura zniknęła: znaleźli ją następnie dwaj żebracy, którym Matka Boża przekazała, że pragnie mieć tutaj kościół. Wybudowano go w Łąkach. Za sprawą Matki Bożej Łąkowskiej dokonały się liczne cuda, poczynając od uzdrowienia żebraków. W XVIII wieku została koronowana złotą koroną i cieszyła się taką popularnością, że nazywano ją „zachodniopruską Częstochową”. W XIX w. spłonął kościół w Łąkach i dlatego figura została przeniesiona do Nowego Miasta Lubawskiego.
Wpatruję się w jej wizerunek umieszczony w ołtarzu. Następnie otrzymuję błogosławieństwo na drogę, a po Mszy św. wchodzę do zakrystii, aby poprosić księdza o pieczątkę w Paszporcie Pielgrzyma. To jedna z tradycji osoby, która idzie szlakiem św. Jakuba: pukać do drzwi plebanii, zajść na pocztę czy do sklepu i prosić o przybicie pieczątki, która potwierdzi, że przechodziło się przez to miasto. W ten sposób się poznajemy, rozmawiamy o Camino, bo pielgrzymowanie to przecież odkrywanie „wiary i kultury”. A po powrocie do domu z przyjemnością można oglądać zebrane pieczątki w Paszporcie.
Kurzętnik 1410
Robiło się już późno, więc czym prędzej wyruszyliśmy. Dotarliśmy do Kurzętnika, który znajduje się zaraz za Nowym Miastem Lubawskim. Górują nad nim ruiny zamku znajdujące się na wzgórzu. Dochodzimy do kościoła pw. św. Marii Magdaleny, skąd ścieżka wspina się po zboczu. Mijamy kolejne stacje drogi krzyżowej, które prowadzą na szczyt, skąd rozciąga się wspaniały widok na Nowe Miasto Lubawskie i całą okolicę: pola, łąki, wijącą się Drwęcę i las w oddali. – To idealne miejsce na postój – stwierdza Karol. Zrzucam plecak i wspinam się na mury zamkowe, nadgryzione zębem czasu. Opieram się plecami o kamienie, wpatrując się w horyzont. To zaskakujące, ale bitwa pod Grunwaldem o mało co nie odbyła się w Kurzętniku. To tutaj wielki mistrz krzyżacki zaplanował przerwać marsz wojsk Władysława Jagiełły. Zgromadził tutaj wszystkie swoje siły, jednak wojska polskie w ostatniej chwili zorientowały się w sytuacji, unikając w ten sposób bitwy w trakcie przeprawy przez rzekę. Wojska spotkały się ostatecznie pod Grunwaldem.
Zza chmur wychodzi słońce, robi się coraz cieplej. Zapowiada się piękna pogoda. W niemym zrozumieniu nasza trójka schodzi z murów, zarzuca plecaki na plecy i ruszamy w drogę, która płynie dalej, między polami, aż po horyzont.
Mikołaj Wyrzykowski
Artykuł także na stronie Diecezja Toruńska- Szlakiem św. Jakuba cz. III
]]>