The post Chodźmy do opery! first appeared on Think About It.
]]>Po drugiej wojnie światowej, kolejno w 1946 i 1947 roku zostały powołane do życia dwa festiwale: Cannes w maju oraz Avignon w czerwcu. Po kinie i teatrze brakowało tylko opery… Zrozumiał to Grabriel Dussurget, który wraz z Lily Pastre rozpoczął miejsca odpowiedniego dla takiego festiwalu. I kiedy zobaczyli Cours Mirabeau, place Albertas, a później wspięli się do l’Archeveche, wiedzieli już, że to właśnie Aix jest idealnym miejscem dla opery. Dziedziniec l’Archeveche ujął ich „podniszczonymi murami, fontanną, z której naturalnie nie płynęła woda, oraz platanem, który unosił się jak dłoń ku niebu”. Oraz świetną akustyką oczywiście.
Od 1948 roku Aix jest miastem, gdzie każdego lipca gromadzą się miłośnicy opery. Zgodnie z tradycją zawsze wystawiane jest jedno dzieło Mozarta. W tym roku będzie to, uwaga uwaga… „Requiem”. Jestem naprawdę ciekawy, jak będzie to wyglądać na scenie.
Dlaczego właściwie piszę o operze? Tak się złożyło, że mam na uniwersytecie jedne zajęcia prowadzone w partnerstwie z Festival d’Aix. Przyznam się, że wcześniej w operze byłem tylko raz (w Londynie poszedłem na „La Boheme” Pucciniego, aby ponownie zagłębić się w marzeniu mieszkania jako poeta na poddaszu w Paryżu, gdzie do szczęścia brakuje tylko gruźlicy…). Uznałem więc, że to idealna okazja, na lepsze poznanie opery i tak, po pewnym czasie zastanawiania się nad tym (czytaj TUTAJ) w końcu wybrałem się na „Wesele Figara” do Marsylii.
Wspaniałe mise en scene, które łączy ducha epoki ze współczesnym humorem oraz błyskotliwie używa mise en abyme sprawiając, że również aktorzy są widzami i później wciągają nas na scenę. Pozwólcie jednak, że nie będę opisywał dalej samego spektaklu, gdyż jest to doświadczenie, które, chyba jeszcze bardziej niż inne, trudno ująć w słowach. Zamiast tego o różnych myślach, które krążą wokół.
Zacząłem poznawać operę poprzez film i odkryłem, że mają ze sobą wiele wspólnego: uwertura jest napisami początkowymi, arie to punkty największego napięcia dramatycznego, libretto można uznać za scenariusz filmowy. Przeczytałem, że dialogi dobrych aktorów powinny brzmieć jak śpiew; przeczytałem, że muzyka w kinie podkreśla emocje, których inaczej byśmy nie zrozumieli… i właśnie, opera pozwala na doświadczenie niezrozumiałego piękna, pozwala na wyrażenie naszych najgłębszych i najbardziej prawdziwych emocji w ten abstrakcyjny sposób, jakim jest śpiew. Spójrzcie choćby na te dwie sceny:
Muzyka, opowiadając swoją historię, wnosi nas na inny, wypełniony wolnością poziom istnienia, gdzie wszystko jest jedno i nieskończone, gdzie łączy się dobro, piękno i prawda… i nie chodzi o zrozumienie, ale doświadczenie. Jak więc mam dalej o tym pisać?
Może zamiast dalszych słów zostawię tu jeszcze krótki filmik od English National Opera. Pisanie sprawiło, że mam ochotę wrócić do muzyki: temat festiwalu w Aix nie jest jednak skończony!
The post Chodźmy do opery! first appeared on Think About It.
]]>The post Bob Dylan. Człowiek z wiadomością first appeared on Think About It.
]]>
Ameryka, lata 60 i 70 XX wieku. Ruch hipisowski, przemiany polityczne, Nowa Lewica, atmosfera przepełniona obawami, wojna w Wietnamie… Nie wszyscy zgadzali się z tym, co robił rząd, który kompletnie zapominał o życiu, pokoju i miłości. Nie miałeś wyboru: albo otwarcie popierałeś rasizm, albo byłeś przeciwko i nie bałeś się o tym publicznie mówić. Nikt nie stał w bezruchu, nie wiedząc, co zrobić. Dla takiego kraju jak Ameryka największe zagrożenie stanowili artyści – pisarze, malarze, poeci, mówcy, pieśniarze, którzy nie zamierzali akceptować decyzji rządu i buntowali się przeciwko temu, co działo się wokół.
Państwo, które do ostatniej suchej nitki przesiąknięte jest muzyką, można zmienić tylko z jej pomocą. Wszystko zaczęło się od folku. Podczas gdy Presley śpiewał o kolejnym nieudanym romansie i innych sercowych rozterkach, pieśniarze folkowi tacy jak Woody Guthrie czy Pete Seeger kazali zmierzyć się swoim słuchaczom z mroczniejszą stroną tego świata, wskazywali problemy, które trzeba było naprawić. Z takich utworów można było nauczyć się, jak żyć, co robić a czego unikać. Folk był głosem, posłańcem prawdy. Prawdziwi pieśniarze potrafili sprawić, że wierzyłeś bezgranicznie w to, co słyszałeś. Jeśli ktoś śpiewał, że zamożny i młody William Zanzinger zabił Hattie Carroll, matkę dziesięciorga dzieci wierzyłeś, że stało się to naprawdę. Tu nie było miejsca na żaden fałsz, więc radia komercyjne nie puszczały za często takich utworów. Zresztą, prawda nie potrzebuje rozgłosu.
„Znasz go? A czy ma on coś do powiedzenia, czy wniesie coś nowego?” – tak wtedy oceniano artystów. Bob Dylan był jednym z takich, którym z pewnością słów nie brakło. Wykorzystując jedynie gitarę, harmonijkę ustną i własny głos przekazał to, o czym wszyscy wokół myśleli, lecz nikt nie potrafił tego wyrazić. Widział, co się dzieje na świecie i potrafił zamienić to w piosenkę. Powiedział to, co musiało być powiedziane. Zatem chcąc czy nie chcąc, stał się Głosem Pokolenia. Ludzie chcieli zrobić z niego artystę zaangażowanego, wciągnąć do różnych stowarzyszeń, podczas gdy nie interesowało go coś takiego, jak polityka. Śpiewał tylko piosenki aktualne czy, jak kto woli, protest songi. W tym momencie nie ważna jest ich nazwa, liczy się przeznaczenie – uświadomienie wszystkim, ile rzeczy zdąża na tym świecie w złym kierunku i niesienie nadziei, że jeszcze jest to możliwe do naprawienia.
Utwór Blowin' in the wind był dla Dylana drzwiami do wielkiego świata, otworzył przed nim wrota kariery pieśniarza protestu. Kompozycję można nawet nazwać ojcem wszystkich protest songów. Nie traktowała o konkretnym wydarzeniu, stąd nadal jej przesłanie jest aktualne. Przez stawianie pytań bez odpowiedzi, którą ma przynieść dopiero wiatr uświadomiła ludziom, że „kule armatnie będą latać dopóty, dopóki nikt się temu nie sprzeciwi”; uczyła, że „nie można odwracać głowy, udając, że się nic nie widzi”.
Marsz na Waszyngton odbył się 28 sierpnia 1963 roku na rzecz zniesienia segregacji rasowej. Wystąpiła na nim Joan Baez i Bob Dylan, swe słynne przemówienie wygłosił Martin Luther King. Słowa hymnu Blowin' in the wind każdy uczestnik pochodu zapewne trzymał głęboko w sercu – dokładnie pokazywały przyczynę, która zmusiła ich do protestów.
Kompozycja Masters of War była mocnym ciosem wymierzonym w dowódców myślących, że świat należy wyłącznie do nich, ciągnącym za sznurki i każącym żołnierzom iść dalej, by oni sami, gdy już rozpocznie się piekło, mogli bezpiecznie uciec. Hurricane opowiada historię czarnoskórego boksera Rubina Cartera, pretendenta do mistrza wagi średniej, który został niesłusznie skazany na dożywocie z powodu fałszywego oskarżenia o morderstwo. Sąd dopiero po dwudziestu latach uznał, że wyrok opierał się głównie na akcie rasizmu, co już wcześniej w swoim utworze stwierdził Dylan.
Z kolei Hard Rain’s A-Gonna Fall jest relacją małego chłopca z podróży po świecie, podczas której zobaczył „tłum mówców ze złamanymi językami, małe dzieci uzbrojone w bagnety”, „słyszał szum burzy, który był ostrzeżeniem”, widział, jak ktoś umierał z głodu, a inni się śmiali, na szept tysięcy nikt ucha nie skłonił”. Na koniec oznajmia, że „dotrze na szczyt góry, by wszyscy mogli go usłyszeć. Będzie stał na falach oceanu, dopóki nie utonie i pozna swoją pieśń dobrze, zanim zacznie ją śpiewać”. Chce, by wszyscy wiedzieli, że błędy tego świata nie pozostaną bez odzewu i niedługo spadnie ciężki deszcz. I bynajmniej nie chodzi tu o bombę atomową, choć i tego wówczas wszyscy się bali. Chodzi tu coś na kształt potopu, co rozliczy ludzi z ich złych uczynków, będzie też ich wynikiem. Dziś pogoda również wskazuje na ciężki deszcz.
Gdy Dylan zarzekał się, że przez piosenkę nie da się nic zmienić, spod jego pióra wyszedł chyba jeden z największych protest songów. Czegoś takiego jak Wszystko Dobrze Mamo (Ja Tylko Krwawię) nikt wcześniej nie słyszał. Cała ówczesna rzeczywistość została przelana na słowa i podana na tacy w ponad kilkunastu wersach. Wiele zwrotów, takich jak „łatwo jest widzieć bez patrzenia zbyt daleko” przyjęła się później jako amerykańskie powiedzenia. Widzimy obraz człowieka, który „nie był zajęty, kiedy się rodził, ale jest zajęty umierając”; mężczyznę który „stawia się w stanie wojny i przygląda wodospadom rozpaczy. A kiedy odczuwa potrzebę jęczenia, odkrywa, że byłby tylko jeszcze jedną osobą płaczącą.”; patrzymy na „reklamy, które nas zdobywają, sprawiając, że czujemy się, jakbyśmy mogli wygrać wszystko, nawet to, co nigdy nie zostało wygrane.”. Nie można wymyślić mocniejszego prztyczka w nos dla ludzi, którzy patrzą na świat przez różowe okulary lub, co gorsza, ich oczy są zamknięte zupełnie.
Boba Dylana nie nazywano buntownikiem czy legendą. Nadawano mu tytuły o wiele bardzie niebezpieczne, takie jak: Sumienie Pokolenia, Najwyższy Kapłan Sprzeciwu, Car Odrzuconych, Wielki Biały Brat-Buntownik… Nigdy nie chciał być kimś takim, wyrażał tylko nowe realia i zawierał je w swoich wierszach. Żądano od niego piosenek wskazujących palcem, a on palców miał tylko dziesięć. Pragnął pokazywać ludziom jedynie właściwą drogę, a tymczasem wszyscy wokół chcieli, by stanął na czele pochodu i gdzieś ich poprowadził. A od tego były przecież inne osoby.
Bob Dylan zawsze był „gdzieś indziej”, podczas gdy reszta szła główną drogą. Nadal jest chodzącą historią Ameryki, którą zamyka w swoich piosenkach. Jego piosenki nie biorą się z niczego, wyrastają z głębokich korzeni i przez to wciąż mają nam coś do powiedzenia, nie są obojętne – a to jedna z najgorszych chorób. Kolejny hit w komercyjnym radiu w końcu nie zmienia świata, nie sprawia, że próbuje stać się on choć odrobinę lepszy, nie wnosi nic nowego – tylko istnieje, a to przecież za mało.
Czy w naszych czasach również nie „wypacza się prawda o wojnie i pokoju”? Czy nie ma takich osób, jak Mistrzowie Wojny, którzy „skryci za biurkami rzucają na świat strach; zabijają dzieci, nawet te nienarodzone bez imienia? Oczywiście, że są, nie trzeba ich nawet z lupą szukać – wystarczy tylko zdjąć im maski. Jak to zmieniać? Własnymi, drobnymi krokami.
Wyczytałem gdzieś, że same wiersze i muzyka to za mało – muszą również być gdzieś ludzie, którzy przekują słowa poetów w prawdziwe czyny.
Mikołaj Wyrzykowski
The post Bob Dylan. Człowiek z wiadomością first appeared on Think About It.
]]>The post Les nuits pianistiques – Aix en Provence first appeared on Think About It.
]]>Myślę, że przede wszystkim chodzi o bliskość. Mimo że lubię muzykę klasyczną, podczas koncertów zawsze była ona czymś, co przychodzi z daleka i pozostaje zbyt odległe, by mogło mnie dotknąć. Tutaj już przy pierwszym koncercie się to zmieniło.
Orkiestra z Armenii od razu zburzyła ten niewidzialny mur, który niepostrzeżenie wyrasta między widownią a sceną przed każdym koncertem, zwlascza muzyki klasycznej, która przecież jest poważna, dystyngowana, nietykalna. W czasie tego koncertu zaś artyści byli jak najbardziej ludzccy, bawili się się muzyką, wręcz tańczyli na scenie.
Czułem w nich pasję. Podobnie jak na koncercie kończącym festiwal, w czasie którego dyrygent próbował dyrygować również widownią. Czy to była muzyka poważna? Chyba nie tylko.
Jeśli więc kiedykolwiek będziecie w Aix w tym czasie, zajrzyjcie do Conservatoire Darius Milhaud. Warto.
Mikołaj Wyrzykowski
The post Les nuits pianistiques – Aix en Provence first appeared on Think About It.
]]>The post Święto Muzyki, czyli Fete de la Musique first appeared on Think About It.
]]>
Parę tygodni temu widziałem film pt. „Imagine”. Opowiada on historię pewnego nauczyciela, który przychodzi do domu dla niewidomych. On również nie widzi, ale nie posługuje się laską, funkcjonuje jak normalny człowiek. Uczy więc innych, jak być wrażliwym na każdy, najmniejszy dźwięk i za pomocą ich pełnej palety budować otoczenie w wyobraźni. Uczy, jak być wrażliwym na muzykę: nie taką słyszaną w radiu czy na koncercie, ale muzykę świata. Czasem jest to również cisza.
Muzyka jest wszędzie. Kiedy piszę, często mówię do siebie, by usłyszeć, jak brzmią słowa i odpowiednio je ułożyć. Gram też na pianinie i na gitarze. Zwykle, kiedy chcę coś przemyśleć, zaczynam grać. Raz nie przyjdzie mi nic do głowy. Innym razem wyjdzie z tego piosenka. Muzyka to chyba najlepszy sposób wyrażania uczuć.
Święto Muzyki jest Świętem Uczuć.
Toruń. Jest wieczór, na Błoniach Nadwiślańskich grają Strachy na Lachy. Kołyszę się w rytm muzyki. Z nieba leje się deszcz. Pamiętam, jak kilka tygodni wcześniej byłem w Rybakach. W ulewie grał zespół TGD, a my tańczyliśmy z parasolkami. Nagle wysiadł im prąd, ale chór nie przestał śpiewać. Podeszli bliżej widzów, a my podeszliśmy bliżej sceny i śpiewaliśmy razem, a capella, chwaląc Boga poprzez muzykę.
Na Błoniach Nadwiślańskich zaczyna się szaleństwo. Piosenki porywają tłum, śpiewamy, zaczynamy skakać i tańczyć, nasz twarze to znikają w mroku nocy, to na nowo ukazują się w świetle reflektorów. „Jedna taka szansa na sto”, śpiewa Grabaż, a my wirujemy, wirujemy, wirujemy pomiędzy dźwiękiem a ciszą, między światłem a mrokiem…
Wracamy. Alicja krzyczy mi do ucha.
– Nikt, nikt tak nie potrafi śpiewać o miłości, jak on!
Pada deszcz. Tej nocy fajerwerki są dla nas jak gwiazdy na niebie.
The post Święto Muzyki, czyli Fete de la Musique first appeared on Think About It.
]]>The post Śpiew i płomyki świec first appeared on Think About It.
]]>
Zgromadziliśmy się w hali sportowej. Wraz z kolegami usiedliśmy z przodu. Usłyszałem dźwięki gitary i skrzypiec, chór zaczął śpiewać. Początkowo słuchałem, nie chcąc otworzyć ust, trochę bojąc się brzmienia mojego własnego głosu.
Potem się odważyłem. Wraz z resztą zgromadzonych śpiewałem, adorując Jezusa. Powtarzająca się melodia i słowa pieśni sprawiały, że wyciszałem się i zdawało mi się, że słyszę bicie własnego serca.
Śpiew niósł nas, grupę wędrowców ze świecami w rękach. Doświadczałem tego niezwykłego poczucia wspólnoty.
Gdy wróciłem, razem z mamą usiadłem przy pianinie i śpiewaliśmy dalej kanony.
Mikołaj Wyrzykowski, Grębocin 23-25.05.2014
Zdjęcia: Łukasz Jabłoński ( wielkie dzięki
W czasie naszego projektu „Francja z pasją” będziemy w Taizé
The post Śpiew i płomyki świec first appeared on Think About It.
]]>The post "C'est une belle historie" cz.3 Czas czekania first appeared on Think About It.
]]>
Tata zdawał się być już od początku przygotowany i ze smakiem zajadał specjalnie przyrządzane przez mamę potrawy, takie jak Baskijski Mus Czekoladowy. Co wieczór gromadziliśmy się na kanapie wraz z psami (na podłodze) na Seans Filmowy, podczas którego śmieliśmy się na całe głosy z zakonnicy pędzącej wąskimi drogami Citroenem 2CV.
Obejrzeliśmy wszystkie części Żandarma z Saint Tropez z Louisem de Funes w roli głównej, próbując się uczyć tego pokręconego języka, jakim jest francuski. Pewnego razu siedzieliśmy również do północy, odkrywając kolejne piosenki Nino Ferrera: świetny facet, a jak śpiewa, jakie ma ruchy sceniczne, patrzcie na niego! No cóż, jeśli ktoś zaśpiewa cały Marsz Turecki, to faktycznie wszystko staje się możliwe.
Gdybyście chcieli sobie pośpiewać słowa znajdziecie na oficjalnej stronie Nino Ferrer- Musique :W.A MOZART – link do tekstu
Chyba nikt tak jak my nie czekał na wakacje.
Mikołaj Wyrzykowski
Wspomnienia francuskie 2013
Pisaliśmy już na blogu:
The post "C'est une belle historie" cz.3 Czas czekania first appeared on Think About It.
]]>The post "C’est une belle histoire " cz.1 Cuda first appeared on Think About It.
]]>
„To piękna historia”
Wierzysz w cuda?
Nie wiem, co powiedzieć…
Rozumiesz, nie chodzi mi o jakieś wielkie, tylko o te małe, najmniejsze, jakby to nazwać: przypadki.
Są przypadki bardziej i mniej przypadkowe…
…czasem zupełnie zmieniają komuś życie…
…no ale żeby od razu je nazywać cudami? Jakoś tak…
Wiesz, myślę, że żyję właśnie dzięki takim cudom.
Otwieram drzwi do domu, od razu skacze na mnie kila rudych smoków. Idąc w kierunku dużego lustra, mam wrażenie, jakbym jednocześnie wchodził i wychodził.
Unoszący się w powietrzu zapach prowadzi do kuchni.
Mamo, a ty co sądzisz o cudach? Mamo?…
Brzęk tłuczonych talerzy.
Mikołaj Wyrzykowski
Wspomnienia francuskie 2013
The post "C’est une belle histoire " cz.1 Cuda first appeared on Think About It.
]]>