Gotowanie to pewien rodzaj podróży, nawet jeśli w nim nie uczestniczymy, nie smakujemy. W minionym tygodniu na naszym rodzinnym blogu Kudłaczy w Podróży pojawił się przepis na foccacię: fakt, że tym razem nie miałem okazji jej spróbować, jeszcze bardziej przeniósł mnie do sfery wspomnień.
Odkryłem ją na szlaku Via Francigena kiedy to, nie mogąc przywyknąć do toskańskiego chleba, szukaliśmy wraz z Karolem innego pieczywa. Ale zacznijmy od początku… co takiego nie pasowało nam w toskańskim chlebie? Tradycyjny „pane toscano” składa się z pszenicy, wody oraz drożdży – bez dodatku soli! Fakt ten tłumaczony jest historią: kiedy wartość soli równa była złotu, bogate miasta takie jak Piza starały się wywrzeć presję na biedniejszej reszcie społeczeństwa. Toskańczycy jednak, a na ich czele mieszkańcy Florencji, nie poddali się jednak tym wpływom i spopularyzowali w regionie chleb bez soli. Tradycja ta kontynuowana jest do dziś, a niesłony chleb podobno tylko uwydatnia smak innych potraw, którym towarzyszy on w ciągu dnia.
Wiodąca często przez bezdroża Via Francigena nauczyła nas z Karolem, by zawsze mieć w plecaku przynajmniej pół bochenka ‚pane toscano’ (wraz z kawałkiem sera oraz ciastkami na czarną godzinę). Jednak kiedy nadarzała się okazja, w piekarni prosiliśmy o foccacię, ten płaski chleb nasączony oliwą, posypany solą i ziołami. Była pyszna sama w sobie, a gdy w maleńkim barze-sklepie sprzedawczyni w Radicofani sprzedawczyni przygotowała nam kanapki z foccacią na drogę, byliśmy już zupełnie wniebowzięci. Ten rodzaj placka. przypominający pizzę, zaczęto przygotowywać w Ligurii, gdzie z powodu wilgotnego, morskiego powietrza zwykły chleb bardzo szybko pleśniał. Początkowo nie dodawano drożdży, które Włosi zaczęli dorzucać dopiero później, kiedy foccacia stała się popularna w całym kraju.
Dziś, zależnie od regionu, można spotkać się z jej różnymi wersjami: z dodatkiem sera, cebuli, pomidorów… Dobra, ze wspomnień i opowieści czas chyba przejść do praktyki. Zerknijcie na przepis:

Składniki
Przygotowanie:
Drożdże rozpuścić w 50 ml wody ( pozostanie nam 300 ml) dołożyć do nich nieco mąki i pozostawić na aż zaczną pracować. Drożdże dołączyć do pozostałej maki, dodać szczyptę soli i pozostałą ilość wody 300 ml. Zagnieść ciasto, Zawinąć w kulę, posmarować nieco oliwą, przykryć folią spożywczą do wyrośnięcia na około 40 minut.
Wyrośnięte ciasto wyłożyć na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia, rozciągnąć dłońmi na papierze, posmarować oliwą, przykryć i pozostawić na około 15 minut do wyrośnięcia.
Zioła połączyć z oliwą, Zrobić w wyrośniętym cieście palcami dziurki, wlać do nich oliwę z ziołami, całość posmarować oliwą. Włożyć do rozgrzanego piekarnika do temperatury ok. 200 C i piec około 25 minut.
Jeśli macie ochotę, spróbujcie przygotować i chleb toskański. Jeśli wyruszycie na Via Francigena, w plecaku znajdzie się miejsce na oba rodzaje pieczywa!
Mikołaj
Źródła:


]]>






]]>

Kolejne kilometry do przebycia są w trakcie wędrówki bardzo względne: niekiedy zdaje się, jakby cel był daleko jak stąd do Canterbury, innym razem czas mija błyskawicznie. Uczę się skupienia, wczucia w rytm własnych kroków – zamykam się w samej wędrówce, by paradoksalnie otworzyć się i uwolnić od zbędnych myśli, czasu oraz wszystkiego, co tylko pozornie istnieje.



Via Francigena prowadzi często przez dzikie tereny. Nieraz na całym etapie nie ma ani jednego kranu z wodą, domu, a co dopiero baru lub sklepu. Jedyne spalone słońcem pola, lasy, wzgórza, i wijąca się między nimi droga… Wczoraj nie zobaczyliśmy też żadnego pielgrzyma, spotkaliśmy jedynie konie pasące się na polanie, które przez chwilę nam towarzyszyły. Jak widać na zdjęciu, Karol znalazł sobie nowego towarzysza podróży ![]()
Wczoraj, na trasie przed samym Sutri, szliśmy przez przepiękny, porośnięty zielenią las, gdzie mnóstwo było paproci oraz powalonych drzew, a tuż obok ścieżki płynął strumyk. Jakbyśmy na chwilę trafili do baśniowej krainy. W sumie to nie pierwszy raz nam się to zdarzyło.
Ale nie zawsze jest tak pięknie. Nie chodzimy od jednej atrakcji turystycznej do drugiej. W czasie niektórych dni krajobrazy i miasteczka były zachwycające, a dziś wędrowaliśmy zwykłymi, wiejskimi drogami. Nic specjalnego.
Po tych kilkunastu dniach przestawiliśmy się jednak na „tryb pielgrzyma”, na codzienne wędrowanie. I właściwie wystarcza nam sama droga ![]()




Od paru dni staram się odnaleźć starego ducha pielgrzymowania (w końcu szlak używany jest juz od średniowiecza) i myślę, co to właściwie oznacza: doszło dziś do mnie, że chodzi po prostu o pełne zawierzenie się Drodze. Z całym jej szczęściem i trudnościami. Z tym, co dostajemy i czego nam brakuje. Taka pielgrzymka jest dla mnie odbiciem życia, dwiema wędrówkami, które odbywam: na zewnątrz i wewnątrz siebie. Idziemy do Rzymu, do grobu sw. Piotra i Pawła, oczywiście. Ufam jednak, ze cel jest czymś więcej, ze znajduje się on jeszcze gdzieś dalej. Gdzie? Zobaczymy, co przyniesie droga.
Po ciężkich chwilach, które przeżywaliśmy za Siena, czujemy się jak zmartwychwstali. Mam wrażenie, jakby każdy kolejny krok dodawał mi więcej siły.



]]>

Pozdrawiamy ze źródeł termalnych w Viterbo! Pisał o nich Dante, kąpali sie Rzymianie, pielgrzymi, kurtyzany… a teraz proszę, jest i Karol.
]]>


]]>