Hiszpania | Think About It http://www.mikolajwyrzykowski.pl Blog podróżniczo-literacki Fri, 31 Aug 2018 12:24:13 +0000 pl-PL hourly 1 http://www.mikolajwyrzykowski.pl/wp-content/uploads/2015/01/cropped-cykada_color-1-32x32.png Hiszpania | Think About It http://www.mikolajwyrzykowski.pl 32 32 Dzień w Madrycie http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2018/08/31/dzien-w-madrycie/ Fri, 31 Aug 2018 12:21:54 +0000 http://www.mikolajwyrzykowski.pl/?p=14672 Madryt: miasto majestatyczne, iście królewskie, którego szerokie aleje mogą nas zaprowadzić do Museo del Prado, Parque del Retiro lub też licznych knajpek w centrum. Każde z tych miejsc warte jest, by spędzić tam więcej czasu, ale co, jeśli… mamy tylko jeden dzień? Na chwilę obecną nie ma lotów bezpośrednich z Więcej…

The post Dzień w Madrycie first appeared on Think About It.

]]>
Madryt: miasto majestatyczne, iście królewskie, którego szerokie aleje mogą nas zaprowadzić do Museo del Prado, Parque del Retiro lub też licznych knajpek w centrum. Każde z tych miejsc warte jest, by spędzić tam więcej czasu, ale co, jeśli… mamy tylko jeden dzień?

Na chwilę obecną nie ma lotów bezpośrednich z Santiago de Compostela do Polski, większość pielgrzymów wraca więc przez Barcelonę lub Madryt. O stolicy Katalonii pisałem już TUTAJ, teraz więc przyszedł czas na Madryt. Jeśli tak jak ja będziecie mieć na zwiedzanie tylko jeden dzień, na pewno nie ominiecie przynajmniej kilku punktów z tego planu:

1. Poranek w Madrycie najlepiej rozpocząć w od churros con chocolate. Najsłynniejsza jest Chocolateria San Gines, która zdjęciami na ścianach chwali się znanymi osobistościami, których gościła. Może, tak jak w Caffe Greco w Rzymie, nie było tam Czesława Miłosza czy Mickiewicza, ale już na przykład Mario Vargas Llosa zajrzał w jej progi! Jeśli przyjdziecie odpowiednio wcześnie (ja zaszedłem tam około ósmej, baaardzo wcześnie jak na rozpoczęcie dnia w Hiszpanii), macie szansę ominąć tłumy.

2. Museo del Prado otwiera się o 10, jest więc jeszcze czas, by trochę się powłóczyć. Ja poszedłem do Parque del Retiro: ogromnego, zielonego serca Madrytu, gdzie można odetchnąć, pobiegać, spacerować licznymi alejkami, usiąść na ławce i czytać albo nawet popływać kajakiem. Wspaniałe miejsce!

3. Później zniknąłem na parę godzin w Muzeum Prado, które jest największym muzeum w Europie gromadzącym malarstwo klasyczne: Goya, Tycan, Rembrandt, Rubens, Poussin, a także choćby oryginał „Ogrodu ziemskich rozkoszy” Hieronima Boscha. Chyba najlepiej zwiedzać na kilka razy, każde piętro budynku osobno, bo zbiory są ogromne, a towarzyszą im jeszcze wystawy tymczasowe. Do 25 roku życia wstęp za darmo!

4. W gorący dzień odpocznijcie, żeby coś zjeść i się napić. Jako stolica Madryt jest naprawdę przystępny cenowo, na przykład w 100 montaditos można zapłacić 1 euro za szklankę tinto de verano lub cerveza, i tyle samo za kanapkę.

5. W Dzielnicy Łacińskiej jest kilka kawiarenek z dobrą atmosferą, takich jak klimatyczna Cafe de la Luz.

6. Z parku przy Templo de Debod (starożytna egipska świątynia) rozciąga się ładna panorama na miasto i Palacio Real.

7. W katedrze można odwiedzić Matkę Bożą Almudena, patronkę Madrytu. Zaprojektowane parę lat temu sklepienie robi wrażenie.

8. Nie pomińcie dworca kolejowego!

9. Wieczorem, spacerując wokół Plaza Mayor,wstąpcie koniecznie do jednej z knajp serwujących bocadillo de calamares, czyli kanapki z kalmarami (hmm, z sosem czy bez, i w jakiej bułce podadzą?). To kolejny obok churros con chocolate smak wpisany w historię Madrytu.

A później… parafrazując Hemingwaya, w Madrycie aż wstyd pójść wcześnie do łóżka!

 

Informacje praktyczne

Autobusy kursuja co kwadrans między lotniskiem a centrum, bilet kosztuje 5 euro. Można też wsiąść w metro, odrobinę droższe.

Nawet w ścisłym centrum znajdziecie nocleg w pokoju wieloosobowym za około 10 euro. Nocowałem w Motion Hostel, bardzo przyjemny, a rano oferuje nawet śniadanie w kawiarni obok.

Jeśli planujecie wyjazd do Madrytu, pomyślcie o Europejskich Dniach Młodzieży! Organizowany przez Taize sylwester w różnych miastach Europy, w tym roku właśnie w stolicy Hiszpanii. Więcej informacji TUTAJ.

The post Dzień w Madrycie first appeared on Think About It.

]]>
Szlakiem tapas w Santiago http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2018/08/20/szlakiem-tapas-w-santiago/ Mon, 20 Aug 2018 20:49:47 +0000 http://www.mikolajwyrzykowski.pl/?p=14646 Wbrew pozorom Santiago nie jest spokojnym miastem, które ogranicza się do grobu św. Jakuba i katedry. Tutaj, od zapalenia latarni aż do późnych godzin nocnych tętni życie, stukają kieliszki, głośno jest od rozmów. Wieczorem ulice zapełniają się pielgrzymami, turystami i mieszkańcami miasta, których drogi krzyżują się w kolejnych barach. Pytanie: Więcej…

The post Szlakiem tapas w Santiago first appeared on Think About It.

]]>
Wbrew pozorom Santiago nie jest spokojnym miastem, które ogranicza się do grobu św. Jakuba i katedry. Tutaj, od zapalenia latarni aż do późnych godzin nocnych tętni życie, stukają kieliszki, głośno jest od rozmów. Wieczorem ulice zapełniają się pielgrzymami, turystami i mieszkańcami miasta, których drogi krzyżują się w kolejnych barach. Pytanie: gdzie najlepiej się wybrać?

Zacznijmy od tego, że Galicja jest jednym z regionów Hiszpanii, gdzie do każdego zamówionego kieliszka wina lub szklanki piwa nadal dostaje się tapas. Co to takiego? Ano, etymologicznie słowo to wzięło od „una tapa”, czyli „przykrywka”. Historia mówi, że król Alfonso XIII udał się kiedyś z oficjalną wizytą do prowincji Cadiz. Tam zatrzymał się w pewnej miejscowości, gdzie poprosił o kieliszek słodkiego wina jerez. Tego dnia wiał silny wiatr i drobny pył z ziemi wirował w powietrzu, więc aby nie wpadł do wina kelner szybko znalazł kawałek chleba i wraz z plasterkiem jamon serrano przykrył nią kieliszek. Na pytanie króla, co to takiego, odpowiedział właśnie: „una tapa”. Następnie król poprosił o kolejne jerez wraz z „tapa”, a za jego przykładem poszła cała świta.

Tradycja ta na tyle zakorzeniła się w kulturze hiszpańskiej, że Alfonso X „Mądry” polecił, by w dobrych kastylijskich domach nie serwowano wina bez tej przekąski. A „Mądrym” nazywany był dlatego, że w trakcie picia (w celach leczniczych), konsumował właśnie takie małe kanapeczki.

Od tego czasu zwyczaj się rozrastał i dziś w Hiszpanii z przyjaciółmi najlepiej umówić się wieczorem na „tapear” lub „ir de tapas” : nie oznacza to siedzenia w jednym barze, wręcz przeciwnie, celem jest przechodzenie wciąż do nowych lokali i próbowanie nowych rzeczy. I najważniejsze, razem. Na szlaku tapas zawsze jest się w dobrym humorze.

Jesteśmy więc wieczorem na starówce w Santiago. Dokąd pójść? Knajp nie brakuje, zwłaszcza na Rua Franco, stąd też wzięło się powiedzenie, że warto tutaj zrobić swego rodzaju rajd Paryż-Dakar (wyjaśnienie na zdjęciach). Tymczasem ja przedstawię swój własny szlak tapas w Santiago:

Po zrobieniu małego rozeznania jako pierwszy na moim celowniku znalazł się położony nieco na obrzeżach Cafe Bar Avion. Był akurat piątek, a wyczytałem, że podobno w każdy piątek właśnie jako darmowe tapas serwowany jest… krab. Nie mogłem w to uwierzyć, musiałem więc pójść i sprawdzić. Na miejscu okazało się niestety, że owszem, podawano kiedyś kraba, jednak dwa lata temu zmienili się właściciele i od tego czasu ta tradycja nie jest już kontynuowana. Kiedy z kolegą mimo wszystko usiedliśmy i zamówiliśmy piwo, kelner wyjaśnił, że ma tylko trzy rodzaje tapas… a zaraz potem dodał, że nie wyjdziemy, jeśli wszystkich nie spróbujemy. Tak więc zamówiliśmy po prostu „una cana”, a on, kiedy tylko kończyliśmy jedną przystawkę, zaraz przynosił kolejną, pytając, jak smakuje. No i widzicie, tak właśnie wygląda wyjście do baru w Galicji.

Niedaleko, też na nowym mieście, znajduje się uliczka pełna barów i tam warto zajrzeć choćby do stylowego Bar Latino. Zaraz obok warto tez wpaść do Cerveceria Internacional, gdzie maja ogromny wybór piw. W tej dzielnicy ceny są niższe, niż w ścisłym centrum: już za mniej niż dwa euro można dostać piwo lub wino, a do tego oczywiście tapas, które czasem jest tylko zielonymi oliwkami oraz chipsami w misce, a czasem potrafi naprawdę zaskoczyć jako miniaturowe danie.

Na starówce jest kilka barów, które od lat specjalizują się w serwowaniu jednego, konkretnego „tapa”: w Bar Trafalgar dostaniemy mejillones, czyli małże w ostrym sosie serowym (a w automacie płytowym za 1 euro puścimy swoją ulubiona piosenkę); Abella chwali się na cztery strony świata, że podaje prawdziwy kawałek mięsa z krokodyla; Orella zaś słynie, jak sama nazwa wskazuje, ze świńskich uszek oprószonych ostrą papryką. Podobno kiedyś Ernest Hemingway zajrzał do Santiago i w jednej restauracji podano mu właśnie świńskie ucha, które tak mu smakowały, że domawiał wciąż kolejne talerze, aż w końcu zapytał się, co to takiego… i wszystko zwrócił.

Włócząc się nocą po Santiago nie możecie przejść obojętnie obok kultowego Bar Orense, które kusi najniższymi cenami w mieście: czarkę (bo właśnie tak je podają) wina stołowego dostaniecie tutaj za jedyne 70 centów. A do tego orzeszki, bo przecież, jak polecił Alfonso X „Mądry”, wina samego serwować nie można.

W innych knajpach, zależnie od dnia, możecie dostać najróżniejsze rzeczy: od najzwyklejszego kawałka chleba z jamon serrano, przez croquetas, hiszpańską tortillę, empanadas… aż po coś tak oryginalnego, jak ryż z kalmarami w sosie własnym. Wpadłem do tego baru zupełnie przez przypadek, i to też jest dobra taktyka: warto powłóczyć się po mieście, zajrzeć tu, zajrzeć tam, przysiąść, pójść dalej. Wystarczy dać się ponieść, a zawsze znajdziemy coś nowego. To oznacza właśnie ir de tapas.

Restauracją, do której wracałem, jest San Clemente. Jeśl chcecie zamówić kieliszek dobrego, białego wina (z których słynie Galicja: Albarino, Godello, Ribeira), a jednocześnie zjeść pełnoprawny posiłek, pójdźcie właśnie tam. Więcej chyba nie muszę mówić, reszta na zdjęciach. A więc: chodźmy, a tapear!

PS. Jak widać na powyższym zdjęciu, wieczory z tapas mogą się kończyć tradycyjnymi galicyjskimi tańcami o północy na placu przed katedrą 😉

The post Szlakiem tapas w Santiago first appeared on Think About It.

]]>
Arroz a la cubana! http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2018/07/08/arroz-a-la-cubana/ Sun, 08 Jul 2018 10:18:46 +0000 http://www.mikolajwyrzykowski.pl/?p=14562 Parę miesięcy temu odkryłem to słynne i szalenie proste danie. Później podzieliłem się nim z rodziną. Później z przyjaciółmi. A jeszcze później każdy zaczął przygotowywać ten przepis u siebie w najróżniejszych wersjach i przekazywać go dalej… przyszedł więc czas, żeby zastanowić się nad tym na blogu. Nie potrzeba wiele, aby Więcej…

The post Arroz a la cubana! first appeared on Think About It.

]]>
Parę miesięcy temu odkryłem to słynne i szalenie proste danie. Później podzieliłem się nim z rodziną. Później z przyjaciółmi. A jeszcze później każdy zaczął przygotowywać ten przepis u siebie w najróżniejszych wersjach i przekazywać go dalej… przyszedł więc czas, żeby zastanowić się nad tym na blogu.

Nie potrzeba wiele, aby przygotować arroz a la cubana: wystarczy biały ryż, jajko i banan, a w wersji hiszpańskiej również sos pomidorowy. To właśnie w Hiszpanii przepis ten jest najbardziej popularny. Przeszukałem Internet, by poznać odrobinę jego historię, i okazuje się, że przypadek może być podobny do naszej ryby po grecku lub fasolki po bretońsku: ryż po kubańsku tak naprawdę pochodzi z Islas Canarias, a nie z Kuby. Jednocześnie prawdą jest, że był on rozpowszechniony na karaibskiej wyspie i Kubańczycy wspomiają go z nostalgią jako posiłek dzieciństwa. W niektórych źródłach znalazłem, że był on także nazywany comida de putas – pewnie z racji na prostotę oraz szybkość jego przygotowania.

Wystarczy ugotować ryż, usmażyć jajko, banana (najlepiej odmianę platano nadającą się właśnie do smażenia) i voila! Osobiście po ugotowaniu ryżu podsmażam go jeszcze z czosnkiem (mogą być dwa ząbki), a na talerzu polewam passatą pomidorową podgrzaną również z czosnkiem oraz bazylią (dla ozdoby przydaje się kilka świeżych listków na wierzch). Banana przekrajam wzdłuż na dwie połowy, obtaczam je nieco w mące i smażę na tej samej patelni, co jajko, nawet nie dodając już oliwy.

Wszystko prezentuje się świetnie na talerzu: ryż polany sosem pomidorowym, na to jajko, a po obu stronach podsmażany banan. Przygotowanie zajmuje dosłownie chwilę, posiłek jest pożywny i oryginalny… czego chcieć więcej? Sprawdza się idealnie w życiu studenckim, na żaglach lub po prostu jako szybki lunch. Wybaczcie, że nie podaję dokładnego przepisu ani ilości składników, ale myślę, że najlepiej przygotować go według własnego wyczucia. I przy różnych okazjach. Bo to właśnie dzielenie się z innymi i różne małe historie, wspomnienia momentów przy różnych stołach są w kuchni najlepsze. Po to jest arroz a la cubana!

Banany czekają na przygotowanie, ludzie czekają na przygotowanie bananów…

Gotowi na arroz a la cubana! Wersja żeglarska. Więcej o żeglowaniu TUTAJ

 

The post Arroz a la cubana! first appeared on Think About It.

]]>
Dalsze drogi http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2018/06/26/dalsze-drogi/ Tue, 26 Jun 2018 11:34:30 +0000 http://www.mikolajwyrzykowski.pl/?p=14551 Santiago nigdy nie było dla mnie końcem drogi: raczej miejscem, do którego wciąż wracam i które prowadzi mnie do innych miejsc, wydarzeń, ludzi. Szczerze mówiąc, daleko bym nie zaszedł, gdybym nie szedł do Santiago. Dokąd jednak konkretnie można dalej pójść już po dotarciu do grobu św. Jakuba? Jakiś czas temu Więcej…

The post Dalsze drogi first appeared on Think About It.

]]>
Santiago nigdy nie było dla mnie końcem drogi: raczej miejscem, do którego wciąż wracam i które prowadzi mnie do innych miejsc, wydarzeń, ludzi. Szczerze mówiąc, daleko bym nie zaszedł, gdybym nie szedł do Santiago. Dokąd jednak konkretnie można dalej pójść już po dotarciu do grobu św. Jakuba?

Jakiś czas temu zdyszany pielgrzym wpadł do albergue, prosząc o nocleg. Cały uśmiechnięty wyjaśnił, że to jego trzecie Camino. Zapytałem, kiedy w takim razie przeszedł pierwsze, na co on odparł z rozbrajającą szczerością, że w tym roku: zrobił szlak francuski, później północny, a teraz portugalski. I chyba za parę dni zacznie Via de Plata. Tak, są więc i tacy, którzy po dotarciu do celu wracają na początek Drogi.

Z samego Santiago prowadzi jednak kilka szlaków specjalnie dla tych, którym jeszcze za mało i którzy chcieliby „tuptać dalej”. Jak to ujęła jedna znajoma: „Wyznaczyłam sobie jak cel Finisterre. No więc tuptam.”. Proste, prawda? Nie ma się nad czym zastanawiać.

Ja ostatnio wybrałem się do Padron. Poniekąd z sentymentu, jako że rok temu wraz z tatą przechodziliśmy tamtędy podczas naszej wyprawy; ale również dlatego, że Padron może stanowić cel pielgrzymki: to miasto, do którego według tradycji przypłynęli uczniowie Jakuba wraz z jego ciałem. Dziś można zobaczyć kamień, do którego podobno przycumowali łódź. Wedle tej historii odcinek Padron-Santiago jest więc najstarszym szlakiem pielgrzymkowym, na którym dosłownie idzie się po śladach św. Jakuba. Ponadto, w pobliskim Iria Flavia znajdowała się kiedyś siedziba biskupa, dopóki nie została ona przeniesiona do Santiago po odkryciu grobu Apostoła.

Aby dotrzeć do Padron, wystarczy kierować się niebieskimi strzałkami, które z Santiago prowadzą aż do Fatimy.

Za przejście szlaku Santiago-Padron otrzymuje się w albergue municipial dokument zwany „Pedronia”. Podobne dokumenty są wydawane w Finisterre oraz Muxia, jako że również są to ważne miejsca pielgrzymkowe.

Po dotarciu do Santiago na pewno więc warto udać się dalej: 25 km trasa do Padron jest bardzo ładna, na miejscu warto spróbować słynnych zielonych papryczek, a następnie wrócić pociągiem. Jednak Camino to nie tylko „tuptanie”. Czasem „dalszą drogą” może być również praca w albergue, czyli przyjmowanie pielgrzymów. To przejście od Wędrówki do Spotkania.

Na pewno jeszcze napiszę o spotkaniach w albergue 🙂

Mikołaj

Pozdrowienia z polskiego schroniska Monte do Gozo!

The post Dalsze drogi first appeared on Think About It.

]]>
Koniec drogi? http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2018/06/20/koniec-drogi/ Tue, 19 Jun 2018 22:38:46 +0000 http://www.mikolajwyrzykowski.pl/?p=14063 Kiedy po raz pierwszy byłem w Santiago, w polskim albergue zobaczyłem zostawiony przez kogoś napis: „Żadnego początku ani końca, jedynie wędrówka”. Minęło kilka lat i nadal wracają do mnie te słowa wraz z pytaniem: kiedy kończy się Camino? Tak naprawdę nie jest to oczywiste pytanie i każdy, jak w wielu Więcej…

The post Koniec drogi? first appeared on Think About It.

]]>
Kiedy po raz pierwszy byłem w Santiago, w polskim albergue zobaczyłem zostawiony przez kogoś napis: „Żadnego początku ani końca, jedynie wędrówka”. Minęło kilka lat i nadal wracają do mnie te słowa wraz z pytaniem: kiedy kończy się Camino?

Tak naprawdę nie jest to oczywiste pytanie i każdy, jak w wielu sprawach, dokłada do niego swoją własną teorię. W zeszłym roku na Camino Portugues spotkałem kobietę, która opowiadała o tym, jak nie podoba jej się Santiago de Compostela. „Bardzo dużo przeżyłam w czasie drogi”, mówiła, „Ale samo Santiago… byłam rozczarowana. Tłumy pielgrzymów, budki ulicznych handlarzy…”. No właśnie. Pytanie „czego szukasz?” nieustannie odbija się echem w trakcie wędrówki.

Jej punkt widzenia łączy się z hasłem, które słyszałem już na moim pierwszym Camino i które często spotyka się w sklepikach z pamiątkami w Santiago: „droga jest celem”. Sam lubiłem powtarzać te słowa, ale w późniejszym czasie przyszła do mnie myśl, że przecież na tym nie może się kończyć. W porządku, droga jest celem, jej spełnienie można odnajdywać w każdym kroku, ale co dalej? Co z Santiago? Czy Camino miałoby sens, gdyby nie zmierzało do grobu św. Jakuba? Dla mnie to właśnie było największym duchowym doświadczeniem. Bez tego, jaki byłby sens pielgrzymowania? I co to znaczy być pielgrzymem?

Zadaję dużo pytań, ale spokojnie, nie będę na nie tutaj odpowiadał. Wystarczy się nad nimi zastanowić. Najlepiej w czasie drogi. Tak, najlepiej „wychodzić” pewne pytania.

Kiedy więc kończy się Camino? U grobu św. Jakuba, z pewnością. Ale dla niektórych trochę dalej – jeśli chodzi o przestrzeń, ale i czas. Zdaje mi się, że kluczowe jest dopełnienie doświadczenia Drogi. Ktoś może osiągnąć pełnię za pierwszym przejściem, inna osoba będzie potrzebować kilku szlaków. Bo nie wystarczy po prostu iść, trzeba się otworzyć, odważyć wyjść na pustynię i nasłuchiwać wołania. Inaczej wciąż będzie się wracać do Drogi, tak naprawdę od niej uciekając. Bo najtrudniejsze Camino zaczyna się po dojściu do Santiago, kiedy trzeba zadać sobie pytanie: co dalej? Dlatego niektórzy nadal włóczą się różnymi szlakami, żyją na Camino… czy są pielgrzymami?

To ogólne, zanotowane na szybko przemyślenia, ale czułem, że muszę się nimi podzielić. Jeśli chodzi o mnie, wędrówka nadal trwa: poprzez wydanie „Camino de Santiago: o chłopcu, który przeszedł 365 dni”, tomiku poezji pt. „Rozmowy w drodze”, spotkania na temat książek i rozmowy właśnie… A teraz dwa miesiące lata, które właśnie spędzam na Monte do Gozo, polskim albergue. Mieszkam tuż przy Santiago: sercu wędrówek moich ostatnich lat. Choć nie idę, nadal jestem trochę jak pielgrzym. I czuję, że moje doświadczenie się dopełnia. Cudowne uczucie.

Dokąd dalej?

Mikołaj

The post Koniec drogi? first appeared on Think About It.

]]>
Dzień w Barcelonie http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2018/06/16/dzien-w-barcelonie/ Sat, 16 Jun 2018 13:18:06 +0000 http://www.mikolajwyrzykowski.pl/?p=14532 Od kiedy przeczytałem „Cień wiatru” Carlosa Ruiza Zafona, Barcelona trafiła na moją listę „must see”. Przedstawiała mi się jako malownicze i wręcz mistyczne miasto. Jak jest w rzeczywistości? I czy da się ją „przejść” w jeden dzień? Przejdźmy od razu do konkretów: od czego zacząć zwiedzanie miasta? Jeśli przylatujecie samolotem Więcej…

The post Dzień w Barcelonie first appeared on Think About It.

]]>
Od kiedy przeczytałem „Cień wiatru” Carlosa Ruiza Zafona, Barcelona trafiła na moją listę „must see”. Przedstawiała mi się jako malownicze i wręcz mistyczne miasto. Jak jest w rzeczywistości? I czy da się ją „przejść” w jeden dzień?

Przejdźmy od razu do konkretów: od czego zacząć zwiedzanie miasta? Jeśli przylatujecie samolotem i nie macie dużego bagażu, wsiądźcie w metro na lotnisku (bilet na jakąkolwiek stację kosztuje około 5 euro) i pojedźcie na zamek Montjuic. Jako zdeterminowany piechur ja sam wchodziłem na górę ze wszystkimi bagażami, jednak wzgórze Montuic jest tego warte: z poziomu fortyfikacji rozciąga się wspaniały widok na port, a w czasie podejścia widzimy miasto, w którego uliczki później schodzimy. Można też skorzystać z kolejki linowej, czyli teleferic de Montjuic, która funkcjonuje regularnie przez cały dzień.

Ja zaraz po zejściu ze wzgórza skierowałem się prosto na La Ramblę, która jest tętniącym sercem miasta. Warto tutaj schronić się w jednej z okolicznych kawiarenek, choćby na Placa Reial, i zastanowić, co dalej. No właśnie, dokąd? Zobaczcie na poniższych zdjęciach, czego według mnie nie można ominąć w Barcelonie:

Spaceru promenadą nadmorską.

Zobaczeniu katedry i 13 gęsi na jej dziedzińcu, które przypominają 13-letnią św. Eulalię, patronkę Barcelony, zamęczoną za wiarę. Legenda głosi, że jeśli zniknie choćby jedna gęś, katedra runie.

Zagubienia się w Dzielnicy Gotyckiej, jej butikach, kawiarenkach i barach oferujących pintxos.

Odpocząć w Parc de la Ciutadella, a następnie przejść się leniwym krokiem w kierunku Łuku Triumfalnego.

Stanąć przed Sagrada Familia lub innym dziełem Gaudiego i… stać tak dalej, nie mogąc się ruszyć z zachwytu.

Jak wielu mieszkańców Barcelony, wspiąć się na Bunkers del Carmel i usiąść z małym koszykiem piknikowym przed zapierającym dech w piersiach widokiem z góry na całe miasto.

Wybrać się na spacer po magicznym Parc Guell.

W wędrówkach nie można zapomnieć oczywiście o barach i kawiarenkach, o których pisałem TUTAJ. Aby ich nie przeoczyć, najlepiej wszędzie chodzić na pieszo – osobiście jestem zwolennikiem włóczenia się po miastach (najlepiej można wtedy wyczuć jego „puls”, zajrzeć w mniej znane zakamarki) i w jeden dzień przeszedłem prawie 50 km (hmm, następnego dnia rano stwierdziłem, że to jednak sporo). Ale nawet jeśli jesteście na to gotowi, w Barcelonie warto zostać dłużej i nie wyjeżdżać nazajutrz. Można znaleźć tanie hostele choćby po 10 euro za noc, więc warto korzystać!

The post Dzień w Barcelonie first appeared on Think About It.

]]>
Fiesta przed albergue! http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2017/10/15/fiesta-przed-albergue/ Sun, 15 Oct 2017 15:11:09 +0000 http://www.mikolajwyrzykowski.pl/?p=14053 Camino de Santiago to nie tylko ciągła wędrówka, pęcherze na stopach, piekące słońce i zmęczenie. Tu nie chodzi o pokazanie, że ktoś jest w stanie zrobić 40km dziennie. To nie egzamin, ani fizyczny, ani duchowy. Droga nie nosi w sobie żadnych pretensji i zawsze pozostaje o prostu…drogą, czasem tak zwyczajną Więcej…

The post Fiesta przed albergue! first appeared on Think About It.

]]>
Camino de Santiago to nie tylko ciągła wędrówka, pęcherze na stopach, piekące słońce i zmęczenie. Tu nie chodzi o pokazanie, że ktoś jest w stanie zrobić 40km dziennie. To nie egzamin, ani fizyczny, ani duchowy. Droga nie nosi w sobie żadnych pretensji i zawsze pozostaje o prostu…drogą, czasem tak zwyczajną jak codzienne życie. A czasem aż trudno uwierzyć w to, co się dzieje – jak choćby w wielką fiestę na placu przed schroniskiem.

Tak się złożyło, że pierwszy odcinek Variante Espiritual przypadł nam na 23 czerwca: to noc świętojańska, a więc wielkie święto w całej Galicji, w której nadal żywe są tradycje celtyckie. Data jednocześnie zgrywała się z polskim Dniem Ojca. W czasie całej wędrówki nie mogliśmy więc wybrać lepszego dnia na wieczorne świętowanie.

Odcinek do Armenteira tchnął pięknem i spokojem, a fakt ciągłej wspinaczki po licznych wzgórzach jedynie dodawał satysfakcji wędrówce. Dotarliśmy do albergue wczesnym popołudniem i w ciągu godziny dołączyła do nas reszta pielgrzymów, w tym jeden, który miał chyba z 5 narodowości (więc wszędzie czuł się obcy), a przy tym pokonał cały etap w samych japonkach, twierdząc że były o wiele wygodniejsze niż buty do chodzenia. Usiadł na ziemi i, rozcierając stopy, zaczął opowiadać o nocach świętojańskich z różnych lat swojego dzieciństwa. Co chwila zanosił się zaraźliwym śmiechem, który staczał się w dół wzgórza i płynął dalej razem ze strumykiem drogą kamienia i wody, której magiczny półmrok czekał nas nazajutrz z rana.

To właśnie ten pielgrzym (nikt nie pamiętał jego imienia ani też narodowości) prawie podskoczył z radości na wiadomość od kobiety opiekującej się albergue: „Noc świętojańska, fiesta! Ja zostaję”, wykrzyknął i poszedł zająć łóżko. Wiadomość z zamiaru miała być negatywna. Hospitaleira oświadczyła, że zabawa z okazji San Xoan odbędzie się wprost przed naszym schroniskiem, mamy więc dwa wyjścia: pójść do niedalekiego klasztoru, który oferuje podłogę do spania i zamyka swoje bramy już o siódmej wieczorem; albo też zostać tutaj na noc, która z pewnością będzie nieprzespana z powodu ryczącej muzyki.

Chyba domyślacie się, co wybraliśmy. Każdy pragmatycznie myślący pielgrzym, który wie, że nazajutrz czekają go kolejne kilometry do przejścia, zrobiłby przecież to samo i został na fieście.

W ciągu kilku godzin mogliśmy już zobaczyć, na co się zapowiada: głośniki zostały postawione tuż przed wejściem do albergue, mieszkańcy Armenteira zaczęli rozstawiać stoły i wyciągać grille, na których następnie będą piec żeberka. Jak to bywa na pielgrzymce, mało zjedliśmy w ciągu dnia i pod wieczór, widząc całe te przygotowania, wręcz umieraliśmy z głodu.

Zabawa zaczęła się po zmroku. Regulamin był prosty: płacisz osiem euro i masz dostęp do całego baru przez resztę nocy. Nie wahaliśmy się, w końcu stawką było klasyczne churrasco (grillowane żeberka), sardynki, empanadas z tuńczykiem (Hiszpania naprawdę nie jest krajem dla wegetarian), a do tego oczywiście nieodłączna Estrella Galicia, czyli piwo, które widuje się (a czasem i degustuje na odkwaszenie mięśni) w barach mijanych na Camino de Santiago. To był pielgrzymi raj po długiej drodze. Poza nami zgromadziło się sporo mieszkańców, wszyscy czekali na północ i rozpalenie ogromnego ogniska, na którym spłonęły dwie kukły. DJ puścił celtycką muzykę i od tego momentu zaczęło się skakanie nad ogniskiem i prawdziwa zabawa.

Noc świętojańska trwała do szóstej nad ranem. Gdy się budziłem, nadal słyszałem głosy wrzeszczące jakąś piosenkę. I pamiętam dokładnie, że pomyślałem, mając w perspektywie kolejnych 25 km: tak, to jest właśnie wspaniałe w Camino. Ta ogromna wolność, szaleństwo, otwarcie wszystkich zmysłów i zbieranie esencji życia przy każdym kroku, przy każdej mijającej godzinie, w każdej sytuacji. Takie Camino ma tysiąc twarzy i właśnie za to je uwielbiam.

The post Fiesta przed albergue! first appeared on Think About It.

]]>
Droga duchowa – Variante Espiritual http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2017/10/10/droga-duchowa-variante-espiritual/ Tue, 10 Oct 2017 18:34:45 +0000 http://www.mikolajwyrzykowski.pl/?p=14055 Jeśli macie wystarczająco dużo czasu i wolicie unikać tłumów na Camino, koniecznie weźcie ten wariant pod uwagę w trakcie planowania szlaku portugalskiego. My dowiedzieliśmy się o nim na samym szlaku i stwierdziliśmy: idziemy! W końcu przed wyruszeniem w drogę zupełnie nic nie planowaliśmy. Caminho da Costa łączy się z Caminho Więcej…

The post Droga duchowa – Variante Espiritual first appeared on Think About It.

]]>
Jeśli macie wystarczająco dużo czasu i wolicie unikać tłumów na Camino, koniecznie weźcie ten wariant pod uwagę w trakcie planowania szlaku portugalskiego. My dowiedzieliśmy się o nim na samym szlaku i stwierdziliśmy: idziemy! W końcu przed wyruszeniem w drogę zupełnie nic nie planowaliśmy.

Caminho da Costa łączy się z Caminho Central w Valenca (albo też, jeśli wolicie iść dalej wybrzeżem przez Vigo, drogi łączą się w Pontevedra), Na granicy portugalsko-hiszpańskiej jeszcze tak tego nie odczuliśmy, ale już w O Porrino oszołomił nas tłum pielgrzymów. Dotarliśmy do albergue wcześnie z racji na rozpoczynający się koło południa upał – mniej więcej od tej godziny powietrze stawało się coraz bardziej duszne aż do późnego wieczora i wędrówka była wręcz niemożliwa. Różnica temperatur na wybrzeżu była wyraźnie zauważalna, gdyż mimo słońca zawsze towarzyszył nam chłodny powiew od oceanu.

W każdym razie, w O Porrinio spotkaliśmy cały przekrój postaci możliwych chyba tylko na Camino. Atmosfera zupełnie odbiegała od spokoju Caminho da Costa. W albergue w Pontevedra, przewidzianym bodaj dla nawet 80 pielgrzymów, czuliśmy się już zupełnie jak w małej, hałaśliwej osadzie. To był jeden z powodów, dla których wybraliśmy Variante Espiritual.

Ale nie tylko – przeczytaliśmy zostawione w schroniskach ulotki, wysłuchaliśmy opowieści pielgrzymów o tej trasie i postanowiliśmy ją wybrać. To tylko jeden dzień drogi dłużej. A my tak czy siak mieliśmy dotrzeć zbyt prędko do Santiago.

Jeśli chodzi o informacje praktyczne, każdy odcinek liczy dwadzieścia kilka kilometrów, a w miejscowościach znajdują się albergue również za sześć euro, jak wszędzie w Galicji. W Armenteira schronisko zostało zbudowane zaledwie na wiosnę tego roku (to malutka miejscowość, przygotujcie się, że nie ma żadnego sklepu), w Vilanova de Arousa znajduje się ono w sali gimnastycznej. Cały szlak jest dokładnie oznaczony.

Pierwsza jego część wiedzie przez pola, wzgórza i lasy eukaliptusowe aż do położonej pośród gór miejscowości Armenteira. Wychodzisz z leśnej głuszy, by znaleźć się pośród domów i ulic – naprawdę czułem się jak pielgrzym, który dociera do celu. A dodatkowo w czasie całej drogi spotkaliśmy zaledwie parę osób. Byłem oczarowany tą ciszą – naprawdę pozwalała ona, by droga była również duchowa.

Dziesięć pierwszych kilometrów za Armenteira to zdecydowanie najpiękniejszy odcinek Camino, jaki do tej pory przeszedłem. Nie znam wszystkich szlaków, ale ten był zachwycający. Dlatego, jeśli tylko macie szansę, wybierzcie Variante Espiritual. Choćby dla tego jednego szlaku.

Nosi on nazwę „Ruta de la Pedra y del Agua” i, jeśli wierzyć jednemu z pielgrzymów, jest tak piękny, że czasem przechadza się nim sam król Hiszpanii. „Droga kamienia i wody” biegnie wzdłuż strumyka, przy którym znajduje się ponad dwadzieścia starych, już nieużywanych młynów wodnych. Ścieżka przedziera się przez zieloną gęstwinę i powalone pnie drzew. Szmer strumyka i niezwykła atmosfera tworzona przez pochylające się nad wodą drzewa sprawiła, że czułem się zupełnie, jakbym przeniósł się do świata celtyckich baśni. Trudno powiedzieć, że wędrowaliśmy na tym odcinku. Raczej spacerowaliśmy. Albo zatrzymywaliśmy się, nie wierząc własnym oczom.

W Vilanova de Arousa możliwe jest popłynięcie łodzią wraz z innymi pielgrzymami, co kosztuje prawie 20 euro za osobę – płynie się historyczną rzeką Ulla, którą ciało św. Jakuba przybyło do Padron i na brzegach której już dawno temu postawiono krzyże ku jego czci. Jeśli nie wybieracie tej możliwości, trzeba pójść 7 kilometrów do Vilanova de Garcia i kupić bilet na pociąg do Padron, który kosztuje około 3 euro. Nie ma możliwości dalszej wędrówki i to jest jedyny minus tego szlaku.

Droga duchowa to piękna natura, czas na przemyślenia i podążanie szlakiem św. Jakuba. Mimo ostatniego odcinka w pociągu zdecydowanie warto wybrać Variante Espiritual. Po co spieszyć się do Santiago? W końcu liczy się Camino 😉

The post Droga duchowa – Variante Espiritual first appeared on Think About It.

]]>
Kto chrapie na Camino http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2016/08/15/kto-chrapie-na-camino/ Mon, 15 Aug 2016 11:57:21 +0000 http://kudlaczewpodrozy.pl/?p=13219 Przed wyjazdem na Camino zastanawiałem się, czemu tak wielu blogerów i podróżników (właściwie wszyscy!) w podstawowym ekwipunku na pielgrzymkę poleca zabranie zatyczek do uszu. To prawda, będziemy spać razem w salach, ale nie przecież nie może być tak źle… Otóż jest źle. Trudno. A czasem nawet ciężko. Są dwa tryby Więcej…

The post Kto chrapie na Camino first appeared on Think About It.

]]>
Przed wyjazdem na Camino zastanawiałem się, czemu tak wielu blogerów i podróżników (właściwie wszyscy!) w podstawowym ekwipunku na pielgrzymkę poleca zabranie zatyczek do uszu. To prawda, będziemy spać razem w salach, ale nie przecież nie może być tak źle… Otóż jest źle. Trudno. A czasem nawet ciężko.

Są dwa tryby drogi św. Jakuba, które wydają się wyglądać następująco: maszerujesz cały dzień, a potem całą noc chrapiesz. W czasie wędrówki można usłyszeć historie o legendarnych pielgrzymach – chrapaczach, którzy są postrachem każdego albergue.

Przez jakiś czas posądzano mnie o bycie jednym z nich.

To oczywiście nieprawda. Ja tej nocy posądzałem o to Anię (wybacz!), która z kolei oskarżała kogoś innego. Prawda jest taka: w naszym drugim albergue, czyli w Aviles, nocował chór chrapaczy. Nigdy w życiu nie słyszałem czegoś podobnego. Brzmieli jak zwierzęta o ogromnych płucach, z których ktoś powinien stworzyć orkiestrę dętą i wędrować ulicami Nowego Orleanu (kondolencje dla Nowego Orleanu). Nieprawdopodobne.

Taka noc jest jednym z wyjątkowych przeżyć na Camino. Dlatego też warto dołączyć się do reszty i wziąć zatyczki do uszu.

Mikołaj Wyrzykowski

6tag-2149333966-1264665664618889170_2149333966

The post Kto chrapie na Camino first appeared on Think About It.

]]>
Noc świętojańska w Santiago de Compostela http://www.mikolajwyrzykowski.pl/blog/2016/06/24/noc-swietojanska-w-santiago-de-compostela/ Fri, 24 Jun 2016 15:35:12 +0000 http://kudlaczewpodrozy.pl/?p=13020 Wieczór, wchodzę do starego miasta Santiago przez Porta do Camino. Za mną idzie dwóch Szkotów, jeden z rudą brodą  i w kapelusiku mówi do drugiego: „Słuchaj, tydzień temu byłem w Logrono na fieście. Bawiłem się całą noc jak nigdy i nic nie płaciłem. Poszedłem dalej, w kolejnym maisteczku też była Więcej…

The post Noc świętojańska w Santiago de Compostela first appeared on Think About It.

]]>
Wieczór, wchodzę do starego miasta Santiago przez Porta do Camino. Za mną idzie dwóch Szkotów, jeden z rudą brodą  i w kapelusiku mówi do drugiego: „Słuchaj, tydzień temu byłem w Logrono na fieście. Bawiłem się całą noc jak nigdy i nic nie płaciłem. Poszedłem dalej, w kolejnym maisteczku też była fiesta. Bawiłem się całą noc i nic nie płaciłem. W poniedziałek mam urodziny, a teraz zapowiada sie cały weekend fiesty. Kocham Hiszpanię!”. Popieram go całym sercem.

23 czerwca w całej Hiszpanii odbywa się jedna z największych fiest w całym roku. Raz, że jest to noc przesilenia słonecznego, a dwa, że kończy się szkoła i rozpoczynają wakacje. W Polsce nie mamy takich zwyczajów, tym bardziej, chodząc po ulicach Santiago, tak innych o zmroku, byłem oniemiały. Zaskoczony. Zbaraniały. Oszołomiony. I szalenie podekscytowany.

Już właściwie od starożytności obchodzono, zwłaszcza w Galicji, noc świętojańską. Wszyscy świętowali, czyli jedli pili, śpiewali, tańczyli i skakali przez ogniska: to one są tutaj najważniejsze. Od dawna wierzono, że w czasie tej najkrótszej nocy w roku ze swoich kryjówek wychodzą rózne dziwne, fantastyczne stwory, takie jak gobliny oraz wróżki czy czarownice. Aby odgonić złę duchy i ich zaklęcia, należy skoczyć nieparzystą ilość razy przez ognisko: zwykle skacze się 3, 5, 7 lub 9 razy. Dodatkowo sam dym chroni ludzi od złego.

Starożytne zwyczaje o tym nie mówią, ale uczniowie, którzy zaczynają wakacje, wrzucają do ognisk swoje niepotrzebne zeszyty szkolne, sprawdziany itp. Myślę, że jest w tym coś z „oddalania złego”. 😉

Kolejną z tradycji jest zebranie bukietu sześciu ziół. W jasny i ciepły wieczór 23 czerwca w Santiago na Praza de Mazarelos można było złożyć swój bukiet. Hiszpanie powiedzieli nam, że na noc trzeba włożyć go do wody, a nad ranem obmyć twarz tą właśnie wodą – ma to charakter oczyszczający. Niektórzy też zasuszają bukiet i trzymają przez cały rok w domu, aby odganiał złe moce od ich miejsca zamieszkania. Jeśli zaś ktoś przyniesie bukiet do domu i zostawi na stole, trzeba uważać, co się z nim stanie nad ranem: jesli wciąż będzie świeży, oznacza to pomyślność, jeśli zwiędnie, może to przynieść nieszczęście.

Sama woda jest też oczyszczająca. Należy ją zebrać z 7 różnych fontann Santiago, a wypita tuż przed świtem (pewnie na którymś ze wzgórz, gdzie wszyscy oglądają słońce tańczące na niebie o poranku) przedłuża życie i ulecza z wszelkich chorób.

Fiesta na dobre zaczyna się po ósmej wieczorem. Rozpalane są grille, na których smaży się churrasco (obecne na wszystkich fiestach żeberka) oraz sardynki, które tradycyjnie, bez patroszenia, są przyrządzane właśnie na noc świętojańską. Oprócz tego piwo i sangria leją się strumieniami, na ulicach gromadzą się tłumy, wszyscy jedzą, piją, gadają, śmieją się, potem tańczą, znów jedzą, piją, jeszcze więcej tańczą, grają dudy, bębny, rozbrzmiewają tradycyjne pieśni, na innych ulicach grają muzycy rockowi, gdzies indziej jeszcze blues ,grzmi gitara elektryczna i harmonijka ustna. Miasto zamienia się w labirynt różnych imprez, przez całą noc im częściej się gubiliśmy, tym więcej fiest odkrywaliśmy. Wszędzie ogniska sangria, piwo i mnóstwo jedzenia, a czasem też queimada: tradycyjny, ognisty, wysokoprocentowy alkohol przygotowywany w Galicji w kociołku i jeszcze płonący podczas podawania. Ponoć za dawnych czasów przygotowywały go czarownice, znane są jeszcze zaklęcia, które wtedy wypowiadały.

O północy na Praza de Praterias przy katedrze ponownie widzę rudobrodego Szkota. Ma już na sobie tradycyjny szkocki kilt i zachęca ludzi do skakania przez ogień. I skaczemy, a ogień wciąż wzrasta ku niebu. Niebo przybiera lekko różową barwę, jakby zabarwiło się od płomieni. Ulice wciąż są pełne ludzi. Ogniska palone są wszędzie, kiedy wychodzimy z Santiago, nadal słyszymy muzykę i podekscytowane krzyki ludzi skaczących nad płomieniami, przed barami, domami czy na placach. Dzieci, studenci, emeryci. Wszyscy się bawią. Fiesta nie ustaje, sangria nadal płynie, a churrasco zastępują słodkie ciasta migdałowe.

Nad ranem nadal czuję zapach dymu i sardynek. Bukiet siedmiu ziół nie zwiędł. Uff.

Mikołaj Wyrzykowski

DCIM102MEDIA

Zbieranie siedmiu ziół

DCIM102MEDIA

Fiesta na ulicy

DCIM102MEDIA

Tradycyjne tańce, dudy i bębny

DCIM102MEDIA

Sardynka, chleb i Estrella Galicia, piękne połączenie

DCIM102MEDIA

Na Praza de Mazarelos

DCIM102MEDIA

To nie duchy, a dzieci skaczące przez ognisko, też malutkie jak dziecko

DCIM102MEDIA

To już poważniejsze ognisko

 

The post Noc świętojańska w Santiago de Compostela first appeared on Think About It.

]]>