Jakiś czas temu zdyszany pielgrzym wpadł do albergue, prosząc o nocleg. Cały uśmiechnięty wyjaśnił, że to jego trzecie Camino. Zapytałem, kiedy w takim razie przeszedł pierwsze, na co on odparł z rozbrajającą szczerością, że w tym roku: zrobił szlak francuski, później północny, a teraz portugalski. I chyba za parę dni zacznie Via de Plata. Tak, są więc i tacy, którzy po dotarciu do celu wracają na początek Drogi.

Z samego Santiago prowadzi jednak kilka szlaków specjalnie dla tych, którym jeszcze za mało i którzy chcieliby „tuptać dalej”. Jak to ujęła jedna znajoma: „Wyznaczyłam sobie jak cel Finisterre. No więc tuptam.”. Proste, prawda? Nie ma się nad czym zastanawiać.
Ja ostatnio wybrałem się do Padron. Poniekąd z sentymentu, jako że rok temu wraz z tatą przechodziliśmy tamtędy podczas naszej wyprawy; ale również dlatego, że Padron może stanowić cel pielgrzymki: to miasto, do którego według tradycji przypłynęli uczniowie Jakuba wraz z jego ciałem. Dziś można zobaczyć kamień, do którego podobno przycumowali łódź. Wedle tej historii odcinek Padron-Santiago jest więc najstarszym szlakiem pielgrzymkowym, na którym dosłownie idzie się po śladach św. Jakuba. Ponadto, w pobliskim Iria Flavia znajdowała się kiedyś siedziba biskupa, dopóki nie została ona przeniesiona do Santiago po odkryciu grobu Apostoła.
Aby dotrzeć do Padron, wystarczy kierować się niebieskimi strzałkami, które z Santiago prowadzą aż do Fatimy.




Za przejście szlaku Santiago-Padron otrzymuje się w albergue municipial dokument zwany „Pedronia”. Podobne dokumenty są wydawane w Finisterre oraz Muxia, jako że również są to ważne miejsca pielgrzymkowe.

Po dotarciu do Santiago na pewno więc warto udać się dalej: 25 km trasa do Padron jest bardzo ładna, na miejscu warto spróbować słynnych zielonych papryczek, a następnie wrócić pociągiem. Jednak Camino to nie tylko „tuptanie”. Czasem „dalszą drogą” może być również praca w albergue, czyli przyjmowanie pielgrzymów. To przejście od Wędrówki do Spotkania.
Na pewno jeszcze napiszę o spotkaniach w albergue 
Mikołaj
Pozdrowienia z polskiego schroniska Monte do Gozo!

Zgadzamy się ze znajomymi, że najtrudniejszy jest trzeci, czwarty dzień wędrówki. Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów pokonujemy z łatwością: nasze ciało jeszcze myśli, że wybrało się po prostu na odrobinę dłuższy spacer. Trzeciego dnia jednak zdaje sobie sprawę, że chodzi o coś poważniejszego. Wysiłek jest nieprzerwany, kolejne kilometry zaczynają nakładać się na siebie, plecak staje się cięższy. Przychodzi ból nóg i pleców, na stopach pojawiają się pęcherze. Dopiero trzeciego dnia zaczynamy zmagać się z Drogą.
Jak temu zaradzić? Jest parę sposobów: Weźcie wychodzone buty, opcjonalnie kijki trekkingowe, nie wkładajcie za dużo do plecaka. Mi udało się uniknąć pęcherzy. Na camino portugues wziąłem zużyte, podziurawione buty z poprzedniego szlaku, które stanowiły ogólny obiekt powątpiewania pośród innych pielgrzymów (te same buty wziąłem również na Via Francigena – bo dojściu do Rzymu stwierdziłem, że chyba już przeżyły swoje…). Te kilka prostych sposób jednak nie każdemu wystarcza. Ludzie chcą się zabezpieczyć w każdy możliwy sposób, przed wyjazdem kupując najlepszy plecak, specjalne koszulki, kurtki przeciwdeszczowe… wszystko oczywiście nowe i specjalne na szlak. W rezultacie zamiast pielgrzymów stają się chodzącymi reklamami. Pamiętam, jak znajoma opowiadała mi kiedyś ze łzami w oczach o swojej próbie przekonania takiego doskonałego pielgrzyma sportowca do tego, czym tak naprawdę jest Camino: stąd nie można wrócić bez zadrapań. Ale też nie chodzi o to, by popaść w drugą skrajność i gloryfikować ból.
Bo Camino jest bardziej drogą duchową niż fizyczną. Uświadamiałem sobie to coraz dobitniej z każdym kolejnym kilometrem. Pierwszy kryzys prowadzi więc do drugiego, poważniejszego: kryzysu duchowego.

Z doświadczenia mogę wyliczyć, że następuje on mniej więcej po tygodniu wędrówki. I trzeba go doświadczyć, dlatego też warto, by droga trwała przynajmniej tydzień: dopiero wtedy zaczynamy zadawać sobie pytania o jej sens. Kryzys duchowy bywa kompletnie irracjonalny, a w moim przypadku często przekłada się na ogóle zmęczenie fizyczne. Nie chodzi nawet o to, że brak ci sił; jesteś po prostu wyzuty ze wszelkiej energii. Tracisz motywację. Zaczyna się to od prostych pytań, które pojawiają się w głowie choćby w trakcie trudniejszych odcinków: „po co właściwie ja się tak męczę?”; później kilometry wydłużają się i pustoszeją, sprawiając że najprostszy odcinek staje się nie do zniesienia, a ty kończysz dzień, nie wiedząc, dokąd doszedłem ani jaki masz cel. Tracisz z oczu Santiago. Albo Rzym (zajrzyjcie TUTAJ, aby przeczytać parę słów o kryzysowym dniu na Via Francigena). Albo jakikolwiek inny cel wędrówki.

Tak, Camino to przede wszystkim rzeczywistość duchowa. Kryzys dopada cię jak nagła halucynacja, ale wychodzisz z niego z zupełnie innym spojrzeniem, jakby lżejszy. Trudno ująć w słowa to, co kryje się między pięknymi pocztówkami i co stanowi o niezwykłości tej Drogi. Z pewnością nie ma co się bać żadnego z kryzysów. One sprawiają, że nasze doświadczenie jest prawdziwe. I piękne, tak, również piękne. Bo poprzez różne wątpliwości właśnie docieramy do wiary.
Mikołaj

Minęło dobrych parę lat, od kiedy wydrukowałem ostatnią. Sporo w tym czasie się wydarzyło, a jedną z ważniejszych rzeczy było właśnie Camino de Santiago: w pierwszą, poważną wędrówkę wyruszyłem z przyjaciółmi w 2016 roku. Może słyszeliście, może byliście, a może nawet czytaliście jakąś książkę na temat szlaku św. Jakuba. Ta powieść jednak, choć inspirowana moją wędrówką, jest czymś zupełnie innym: to historia chłopca, który wraz ze swoim wiernym psem wyrusza do Santiago. Camino staje się miejscem bajkowej opowieści o dorastaniu, zmaganiem się z wyborami i przyszłością.

Chłopiec wraz z Tutti zamierza przejść 365 km, które liczy jak kolejne dni prowadzące go do dorosłości. To opowieść łącząca prawdziwą podróż oraz bajkowe widzenie świata, gdyż słynna droga widziana jest oczami dziecka. Jako pierwsza z wielu pozycji o Camino dostępna jest więc dla dzieci, ale również dla dorosłych.
„Camino de Santiago: o chłopcu, który przeszedł 365 dni” to uniwersalna opowieść, albo inaczej wędrobajka dla dzieci i dorosłych, podobna do „Piotrusia Pana”, „Małego Księcia”, „Niekończącej się historii” czy „Alicji w Krainie Czarów”. Jest to książka o zmaganiu się z dzieciństwem i dorosłością oraz o poszukiwaniu Boga w drodze. Słynny szlak św. Jakuba staje się w niej tylko pretekstem do pokazania zmian, jakie zachodzą w chłopcu podczas pokonywania kolejnych „kilometrodni”.
W ostatnim czasie temat szlaku św. Jakuba cieszy się dużą popularnością: nakręcony został film „Ślady Stóp”, a Marek Kamiński wydał książkę opowiadającą o swojej wyprawie do Santiago de Compostela. Podobnego tytułu, który łączy bajkę i opowieść o Camino, nie ma jednak na rynku wydawniczym. Powieść adresowana jest do szerokiego grona odbiorców: dzieci, młodzieży, dorosłych; tych, którzy nie znają Camino de Santiago oraz tych, którzy już go dotknęli.
Reasumując: bajka o szlaku św. Jakuba. Premiera w Mikołajki. Przedsprzedaż już ruszyła na stronie Wydawnictwa Rudy Smok www.rudysmok.pl (klikajcie TUTAJ), a jeśli chcielibyście zamówić książkę, możecie również pisać do mnie bezpośrednio na [email protected]. Zapraszam do wspólnej wędrówki i oczekujcie kolejnych wiadomości!
Mikołaj
fot. Wiktoria Kowalska
okładka: Marika Sadowska

Etap wiodący przez Portugalię pokonaliśmy jeszcze sami. Oczywiście, spotykaliśmy innych pielgrzymów, ale były to tylko chwile pozdrowień, wymiany krótkich pytań i wrażeń z marszu. Wtedy jeszcze miałem wrażenie, jakby ta droga należała wyłącznie do nas. Budziliśmy się wcześnie rano i wychodziliśmy ze schronisku, w ciągu kolejnych godzin wydeptując cały swój dzień. Takie jest Camino: to samotna wędrówka, nawet jeśli idziemy w grupie. Szybko przeradza się ona jednak w cudowne uczucie wspólnoty. Do Santiago nigdy nie dochodzimy sami.

Odczułem to, gdy w Pontevedra (zresztą za namową innych pielgrzymów) skręciliśmy na Variante Espiritual, o którym opowiedziałem w poprzednim wpisie. Prawda, że szliśmy tylko we dwójkę, ale po drodze spotykaliśmy znajome twarze i wiedzieliśmy, że kiedy dotrzemy do schroniska, zacznie się nasze wspólne popołudnie, pełne rozmów, wyliczania pęcherzy, gotowania, zwiedzania miasta, zabawy na fieście. Kiedy teraz o tym piszę, przypomina mi się, kiedy po raz pierwszy wyruszyłem ze sporą grupą znajomych na szlak francuski. W schronisku Monte do Gozo zostawaliśmy do późnego wieczoru, jedząc kolację, pijąc czerwone wino i rozmawiając (można zamienić kolejność). Pewnego dnia ksiądz podszedł do naszego stołu, by rzucić komentarz: „Tak, to jest właśnie Camino!”.

Miał rację i dwa lata późnej nadal mogę to potwierdzić. Nasze wspólne Variante Espiritual zakończyło się w Padron, a dokładnie w Monasterio de Herbon – schronisku, które poleciła pewna Holenderka. I słuchajcie, nie mógłbym sobie wyobrazić lepszego miejsca na nocleg przed Santiago. Zostaliśmy wspaniale przyjęci przez wolontariusza, który wieczorem zaprosił nas na wspólny posiłek. W międzyczasie jeden z trzech franciszkanów, którzy pozostali w klasztorze, oprowadził nas po jego terenie. Byliśmy tam wszyscy razem, jako grupa, mieliśmy za sobą wspólną drogę i wspólny cel, do którego mieliśmy dotrzeć nazajutrz. Nie zapomnę poranka, kiedy to wolontariusz Pedro zbudził nas łagodną muzyką klasyczną, zgromadziliśmy się przy śniadaniu i życzyliśmy sobie nawzajem dobrej drogi, wiedząc że zobaczymy się z Sereną, Johanną oraz innymi zaledwie 25 km dalej, u celu.
Cel był jednak w nas już tamtego poranka. Bo czy Camino nie wędrujemy tak jak wszyscy i czy nie chodzi tutaj przede wszystkim o spotkanie?
Mikołaj

Ani tutaj, ani też na Finisterze, czyli starym końcu świata, gdzie pielgrzymi palą swoje ubrania i szukają muszli, aby rozpocząć nowe życie. Moje Camino rozpoczęło się dawno temu, u progu mego domu, kiedy odbyłem pierwszą walkę z Wątpliwością, i minie jeszcze dużo czasu, zanim ta droga się skończy.
Nie oznacza to, że wygram tę walkę, nie muszę wygrywać. Sama droga jest celem, a Wątpliwość prowadzi do Wiary.
Mikołaj, Hiszpania, lipiec 2015
]]>-To co, który szlak wybieramy za rok? Północny, portugalski…a może primitivo? – pytała mnie Ania z uśmiechem.
Filipa ciągnęło z kolei na Camino Polaco. Nasza droga więc wcale nie kończyła się w Santiago.
Uczestniczyłem w odpustowej Mszy św., głowę okadziło mi botafumeiro. Od dawna przelatuje ono nad głowami pielgrzymów, aby…mniej było czuć zapach potu, który towarzyszy podczas każdej wędrówki.
Kiedy stałem przed grobem św. Jakuba, zapytałem Kuby, jak się czuł, kiedy po raz pierwszy dotarł do Santiago. Wiedziałem, że jako trzynastolatek przeszedł szlak portugalski od samej Fatimy.
– Rozpłakałem się – odpowiedział.
Mikołaj, Hiszpania, lipiec 2015
]]>
Gdy skończyłem podróż moim odcinkiem Camino Polaco, usłyszałem o projekcie „Camino – u korzeni Europy. Tradycja i nowoczesność”*. Wysłałem zgłoszenie, dostałem się. Było to dla mnie naturalne przedłużenie mojej polskiej podróży. Zaprowadzi mnie ona do samej Hiszpanii.
Razem z grupą młodzieży z województwa kujawsko-pomorskiego wyruszamy 15 lipca 2015. Śmiejemy się teraz, że kiedy czasem się spotkamy, podczas pożegnania już mówimy sobie: „Do zobaczenia na szlaku!”
Mikołaj Wyrzykowski
*”Camino – u korzeni Europy. Tradycja i nowoczesność” projekt realizowany przez Fundację „PRO FUTURO THEOLOGIAE” oraz Pracownię Szlaku św. Jakuba przy Wydziale Teologicznym UMK we współpracy z Urzędem Marszałkowskim w Toruniu. Na Camino wyruszamy po okiem ks. dra Tomasza Huzarka, ks. Krystiana Bółkowskiego oraz p. Małgorzaty Wałdowskiej. Nad logistyką czuwają ks. Piotr Roszak i ks. Łukasz Skarżyński.
]]>
Jest to odznaka PTTK za przejście przynajmniej pięciu odcinków Camino Polaco drogą wiodącą przez województwo kujawsko-pomorskie, z czego każdy z nich musiał mieć przynajmniej 20 km. „Jedna z naszych najpiękniejszych odznak”, powiedział prezes PTTK podczas jej wręczania.
Teraz patrzę na muszlę, pieczątki w Paszporcie Pielgrzyma oraz odznakę, i przypominam sobie tych około 177 km, które przeszedłem. Czuję satysfakcję. Niedługo wezmę muszlę, paszport, przyczepię odznakę do plecaka i wyruszę dalej, do samego Santiago de Compostela.
Mikołaj Wyrzykowski
Duma po przejściu 177 km ( Iława- Gniewkowo) na odcinku po województwie kujawsko-pomorskim, odznaka zdobyta!
Regulamin zdobywania odznaki- www.pttk.torun.pl
Oddział Miejski PTTK im. Mariana Sydowa w Toruniu dysponuje także okolicznościową pieczęcią, którą możną otrzymać :
Szlak pieszy św. Jakuba odcinek północny Iława- Toruń ( 147 km) –www.pttk.torun.pl
Szlak pieszy św. Jakuba odcinek południowy Toruń – Trzemeszno ( 108km) www.pttk.torun.pl
]]>Mikołaj Wyrzykowski
Pełna relacja z drogi św. Jakuba ukaże się w katolickim tygodniku „Niedziela”dodatku Głos z Torunia.

Cierpice-Jarki-Zajezierze-Gniewkowo ( 13 km )
Ciekawostki ze szlaku:
Cierpice
Zajezierze
Gniewkowo
]]>